Kurier Szafarski
 
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Forum miłośników muzyki Fryderyka Chopina
 
Strony: 1 ... 33 34 [35] 36 37 ... 39   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Relacje z koncertów, (info o koncertach)...  (Przeczytany 177198 razy)
Monika_Aleksandra
Monika
Administrator
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1049



Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #510 : Październik 15, 2012, 17:01:55 »

Ja pewno słuchac Requiem nie bedę. Za to siade do instrumentu. Zapalę w kominku. Posłucham "mojego" Chopina

ech nie jeden by tak chciał  ....
Zapisane
xbw
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3110



Zobacz profil
« Odpowiedz #511 : Grudzień 10, 2012, 21:31:17 »

Kissin wędruje po świecie, ale Polskę konsekwentnie omija szerokim łukiem, w każdym razie do marca 2016 roku. Czy muszę lecieć do Reykjaviku, bu go posłuchać na żywo? Wrr.

http://www.kissin.dk/concerts.html
Zapisane
kati
Zaawansowany użytkownik
****
Offline Offline

Wiadomości: 386



Zobacz profil
« Odpowiedz #512 : Grudzień 11, 2012, 19:23:25 »

Co powiesz na to, Beatko?

http://www.youtube.com/watch?v=8lx1PaCGzwM

Znajoma sala Filharmonii Narodowej, znajoma twarz Antoniego Wita...
To było w lutym 2010 w ramach obchodów 200 rocznicy urodzin Chopina. Jak słychać, Kissin zagrał chopinowskiego f-molla.. E-molla zaś - Nikolay Demidenko.

Nie jest źle...Skoro był 2 lata temu, może jeszcze kiedyś zawita do Polski?
Zapisane
xbw
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3110



Zobacz profil
« Odpowiedz #513 : Styczeń 11, 2013, 18:10:08 »

A dziś w Dwójce transmisja z koncertu w Katowicach, o 19.30 będzie można posłuchać:

Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod dyrekcją Michała Klauzy, solista: Alexander Gavrylyuk – fortepian
Alfred Schnittke (K)ein  Sommernachtstraum (Not after Shakespeare) na orkiestrę,
Sergiusz Prokofiew III Koncert fortepianowy C-dur op. 26,
Sergiusz Rachmaninow Tańce symfoniczne op. 45
Zapisane
Krzysztof
Nowy użytkownik
*
Offline Offline

Wiadomości: 2


Zobacz profil
« Odpowiedz #514 : Styczeń 18, 2013, 10:24:09 »

Witajcie,
jest to mój pierwszy wpis na tym forum (które jednak czytam i cenię już od dłuższego czasu dzięki pewnej Osobie, którą serdecznie pozdrawiam) i chciałem podzielić się z Wami wrażeniami z koncertu Jana Lisieckiego i orkiestry Sinfonietta Cracovia, który wybrzmiał 16 stycznia 2013 r. w Filharmonii Krakowskiej. Niestety nie byłem na pierwszym koncercie - naonczas jeszcze Jasia Lisieckiego w Krakowie, przed trzema laty, z okazji inauguracji roku szopenowskiego. Tym bardziej więc chciałem wybrać się tym razem i był to dobry pomysł - to, co usłyszałem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Jan wraz z orkiestrą Sinfonietta Cracovia wykonali IV Koncert fortepianowy Ludwiga van Beethovena, zwany Skowronkowym z uwagi na pogodny i śpiewny wstęp. Chyba nigdy wcześniej nie słyszałem, by ktoś grał na fortepianie z taką lekkością, finezją, a wręcz łatwością, jak robił to w środowy wieczór Jan Lisiecki. Nazywany, przynajmniej do niedawna, "cudownym dzieckiem fortepianu" ponoć nie lubił tego określenia, gdyż oznacza ono, że do sukcesu doszło się bez wysiłku, a nie poprzez ciężką pracę. Słuchając w filharmonii Jana, nie mogłem jednak oprzeć się wrażeniu, że gra on Beethovena bez najmniejszego trudu, tak jakby robił to od zawsze i jakby była to dla niego zwykła rozrywka, jakich wiele. Rozrywka, której poświęcał jednak całą swą uwagę, angażował się w nią w pełni, ale jednocześnie jakby z dystansem czy przekorą. To przecież tylko rozrywka moi drodzy słuchacze, pobawmy się razem, zaprowadzę was w świat guseł i baśni, ale pamiętajcie cały czas, że to tylko zabawa, że to tylko ballada, że tak naprawdę to nie dzieje się naprawdę – tak zdawał się mówić. Nie działo się?
Była to muzyka aksamitna. Bardzo lubię muzykę fortepianową, ale zawsze, kiedy jej słuchałem, zdawałem sobie sprawę, że ten instrument jak każdy inny ma pewne ograniczenia, których nie sposób przekroczyć. Trzeba się z tym po prostu pogodzić, można ewentualnie udawać, że się ich nie słyszy. Dopiero w styczniowy wieczór w filharmonii przekonałem się, że byłem w błędzie.
Jan grał nie tylko dłońmi, ale całym ciałem. Delektował się akompaniamentem orkiestry, tańczył. Koncert wzbudził ogromny aplauz, a Jan podziękował grzecznie publiczności za przybycie, a następnie - chcąc chyba nieco ostudzić emocje - zagrał jako bisy Bacha i Etiudę E-dur Chopina. Ach, jaka szkoda, że na tę etiudę nie umówił się wcześniej z orkiestrą!
Po koncercie nikt nie wręczył kwiatów Janowi. Nie wiem, czy stosowano tu jakieś szczególne zasady protokolarne, czy było to jedynie fatalne przeoczenie.
W drugiej części wieczoru sama już orkiestra wykonała suitę z Ognistego Ptaka Igora Strawińskiego. Wykonała ją wspaniale, z impetem, i Kraków może naprawdę być dumny z takiej orkiestry. Może tylko trochę smutna była, choć na tym tle wyróżniały się zdecydowanie skrzypaczki, które emanowały entuzjazmem. Świetnie dyrygował Robert Kabara, także przy Koncercie. Pełen animuszu był perkusista... Jedynym przerażającym momentem tego wieczoru był odgłos telefonu komórkowego. Wyobraźcie sobie koncert Beethovena w połączeniu z Nokia Tune. Koszmar. Podziwiam muzyków, którzy wydawali się tym niewzruszeni (siedziałem blisko sceny) i których to zdarzenie nie wyprowadziło z równowagi.
Przed koncertem nie wybrzmiał z głośników żaden apel o wyłączenie telefonów komórkowych. Można w tym kontekście zapytać, czy to dobrze. Skłaniam się mimo wszystko ku odpowiedzi twierdzącej. Można powiedzieć, że każdy może kiedyś zapomnieć o wyłączeniu telefonu, ale jednak przychodzimy zwykle na koncert z pewną świadomością, nie jest to najczęściej nasz pierwszy koncert w życiu. Może nauczymy się kiedyś jako publiczność, że w filharmonii zwyczajnie wyłącza się telefon, nawet gdy nikt o to nie prosi. Będzie to pewnie jeszcze przez jakiś czas trudne, ale może przez to ciekawsze.
Zapisane
Janusz1228
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2767



Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #515 : Styczeń 18, 2013, 11:38:28 »

Witaj Krzysztofie!
Piękne dzięki za ciekawą i pełną autentyzmu relację z Koncertu Janka. Czytając ją nabyłem przekonania, ze jesteś wytrawnym melomanem  świadomie kształtującym własne doznania estetyczne, ale także potrafiacym sugestywnie je przekazywać innym. To wspaniale, bo znaczy - do naszej szafarskiej Rodziny przyłaczyl kolejny swietny recenzent i dziennikarz.
O Janie Lisieckim wzmiankowaliśmy na tym Forum nie raz i nie dwa, bo to niezwykle obiecujacy, a własciwie już całkiem ukształtowany Artysta. Jak rozumiem, w Twojej osobie będzie miał wiernego recenzenta i propagatora. Licze więc, że z czasem doczekamy sie kolejnych Twych równie ciekawych relacji. Uśmiech


Co do telefonu na koncercie - cóz... pisaliśmy o tym zjawisku wielokrotnie (w róznych topicach). Myslę sobie - jest to zjawisko, którego nie da sie totalnie wyeliminować zakazami/nakazmi (no chyba żeby rewidowac ludzi przed koncertem i odbierac im komórki!!) i  z ktorym musimy się w jakies mierze pogodzić, zupełnie tak samo, jak z hałasem za oknami wielkiego miasta. (Co, rzec jasna, nie znaczy: zaniechać walki!)To kawałek naszej cywilizacji. (Kiedyś pisałem o dwoch spektaklach, w których brał udział śp. A. Hanuszkiewicz - podczas obu odzywal się wśród publiczności telefon. Pierwszy spektakl miał miejsce w latach poczatku ery komorkowej, drugi, - kilka lat temu. Podczsa pierwszego Pan Adam przerwał spektakl, aby ktoś tam z publiczności mógł spokojnie przeprowadzic rozmowe - karcąc tym samym nieboraka niemiłosiernie, a podczas drugiego sprktaklu tylko sie usmiechnął i mimowolnie stwierdził: "ok. no zdarza się")
Zapisane

Pytasz mnie, jak grał ów pianista? W jego grze było coś ludzkiego: pomylił się...
http://www.youtube.com/watch?v=ZB0qeG_SCZM
Krzysztof
Nowy użytkownik
*
Offline Offline

Wiadomości: 2


Zobacz profil
« Odpowiedz #516 : Styczeń 18, 2013, 16:28:35 »

Januszu,
dziękuję za miłe słowa i za zachętę do dalszych recenzji. Z chęcią napiszę coś znowu przy kolejnej okazji:)
Zapisane
kati
Zaawansowany użytkownik
****
Offline Offline

Wiadomości: 386



Zobacz profil
« Odpowiedz #517 : Styczeń 18, 2013, 21:23:03 »

No to może ja spróbuję się zachęcić, porzucić obezwładniające lenistwo oraz odkładanie wszystkiego na "kiedyśtamniewiadomokiedy" i popełnić relację z koncertu, na którym byliśmy z Gogusiem w ubiegły piątek.
Kto z Was, drodzy Forumowicze, ma dobrą pamięć, pewnie przypomni sobie moją radość, kiedy dowiedziałam się że Khozyainov, czyli po prostu "nasz" Kola przyjedzie do Wrocławia z koncertem Griega.
No i właśnie na tym koncercie mieliśmy okazję być tydzień temu.
Już widzę zdziwione miny niektórych z Was: jak to? Dopiero teraz o tym pisze? Tutaj? A dlaczego nie na "kolowym" wątku? A gdzie egzaltacja fanki z "klapkami na oczach" i syndromem s13d ? (wrrrr...) Duży uśmiech
Hmmm...
Otóż moi drodzy: Kola baaaardzo mnie rozczarował i zasmucił. Smutny ( chciałabym zobaczyć Was w tym momencie..)
Ale żeby nie dręczyć szanownego towarzystwa, od razu uspokoję Was: całe szczęście to wszystko nie dotyczy Nikolaya jako pianisty, tylko okoliczności związanych z tym wydarzeniem.
Po prostu: Khozyainov nie przyjechał.
Dosłownie na 3 tygodnie przed koncertem, kiedy większość biletów była już wyprzedana( a rozeszły się bardzo szybko), otrzymałam maila od menadżerki artysty z informacją, iż z powodu tzw. siły wyższej, niezależnej od niego ani od filharmonii, niestety ale nie wystąpi on 11 stycznia we Wrocławiu. Na pocieszenie tylko krótkie info, że postarają się znaleźć nowy termin..
No cóż...Abstrahując od bardzo mglistego pojęcia tzw. siły wyższej i tego co może się za nią kryć, nietrudno chyba sobie wyobrazić jak bardzo byłam zawiedziona. Koncert, o którym wiedziałam od maja, a na który tak w ogóle czekałam od prawie 2 lat( dla tych, co być może nie wiedzą - to miał być pierwszy koncert Koli we Wrocławiu od kiedy poznaliśmy go na Konkursie Chopinowskim w 2010)
Szczęśliwie, nie został on całkowicie odwołany ( i dobrze, bo koncertu Griega chciałam posłuchac na zywo, niezależnie od tego, kto by go grał), repertuar też pozostał ten sam, pianistka na zastępstwo umówiona.
Tak więc poszliśmy na Griega bez Koli.. Mrugnięcie
Orkiestrę Filharmonii Wrocławskiej poprowadził norweski dyrygent Terje Mikkelsen, zaś w programie oprócz wspomnianego jedynego skomponowanego przez Griega koncertu a -moll, znalazły się poemat symfoniczny "Finlandia" Sibeliusa i V Symfonia e-moll Czajkowskiego.
Ową pianistką, która zdecydowała się zastąpić Nikolaya ( i chwała jej za to) była Mariya Kim - młoda artystka pochodząca z Ukrainy, kształcona jednakże w Niemczech, laureatka kilku konkursów.
Cóż mogę powiedzieć?
Wydaje mi się, że popełniłam podstawowy błąd i ulegając znajomej, która chciała wszystko dobrze widzieć, wybrałam miejsca w 3 rzędzie. Nie muszę chyba mówić, że na koncercie symfonicznym to jest po prostu nieporozumienie.
 Dodatkowo, jak się już sama przekonałam, nasza filharmonia ma bardzo "zmienną" akustykę, a te miejsca z samego przodu nie były zbyt fortunne.
Przede wszystkim i w skrócie: głośna, acz dobrze grająca orkiestra i pianistka, którą nie zawsze słyszałam ( najlepiej w kadencji, co jest zrozumiałe) z niestety, ale głuchym, "keyboardowym" dźwiękiem fortepianu.
Mariya Kim to bardzo sprawna pianistka, widać było jak pochylając się nad klawiaturą chce dopieścić poszczególne nuty, a w partiach bardziej dramatycznych, wirtuozowskich, z werwą "przelatywała" pasaże wzdłuż. No właśnie: przelatywała. Słyszałam niedograne końcówki, czasem nietrafione klawisze. Ale to przecież każdemu pianiście sie zdarza.
Najgorsze jest chyba to, że to wykonanie w ogóle mnie nie poruszyło ( no, może w jednym fragmencie II cz., kiedy przemknęło mi w myślach: "jakie to piękne!"), nie wywołało efektu "rozanielenia" i takiego strasznie fajnego uczucia napełnienia pięknem i światłem.
Jedyne, co będę pamiętać to okropne gorąco i zwyczajny zaduch w nabitej do ostatniego miejsca i nieklimatyzowanej sali. To bardzo rozpraszało i nie pozwalało sie skupić na muzyce, a widok spływających potem artystów nie należał do przyjemnych.
I dlatego nie dziwię się p. Mariyi (?), że grając w tak mało komfortowych warunkach pewnie nie była w stanie zajaśnieć pełnią swoich możliwości. Ale chciałabym jej dać szansę i być może uda mi się posłuchać jej recitalu w Dusznikach w sierpniu. Cenię ją za to, że ryzykując wiele, zdecydowała się na zastępstwo w tak krótkim czasie przed koncertem.
Zdaję sobie sprawę, że nie zrobiłam zbyt dobrej reklamy naszej filharmonii, ale to już jej ostatnie tchnienia - nowoczesne Narodowe Forum Muzyki powinno być gotowe za jakieś półtora roku i mam nadzieję, że wg zapewnień nareszcie będzie można posłuchać dobrej muzyki w przyzwoitych warunkach. Akustycznie podobno najlepszych w europejskiej okolicy.
Tak w ogóle, to po koncercie pomyślałam sobie, że to może dobrze ze Nikolay nie przyjechał.
Moja osłabiona przez warunki zewnętrzne koncentracja i fatalnie wybrane miejsce, pewnie nie sprzyjałoby wysublimowanym doznaniom w górnych rejestrach, więc różnie mogłoby to być...A po co mi kolejny niedosyt?  Nie wiadomo też czy Kola w takich warunkach byłby w stanie pokazać się z jak najlepszej strony..Więc nie ma tego złego..Poczekam.
Nie wiem czy Piotrek znajdzie czas, by uzupełnić tę relację o swoje wrażenia, ale wiem że on siedząc kilka rzędów wyżej ( u nas widownia "wspina" się do góry) słyszał wszystko trochę inaczej, czyt. lepiej, a nawet bardzo dobrze. Biorąc pod uwagę jeszcze subiektywne odczucia, byłaby to być może całkiem inna recenzja.
Dodam tylko jeszcze króciutko, że spodobała mi się zaledwie 10-minutowa "Finlandia" Sibeliusa - miała w sobie coś, co przykuwało uwagę i zachęcało do słuchania, natomiast symfonia Czajkowskiego - bardzo "czajkowska" jak dla mnie w brzmieniu, była zbyt długa jak na moje możliwości przyswajania muzyki i tylko w kilku fragmentach wywołała jako taki zachwyt.
To tyle.
Januszu, wzięłam sobie do serca myśl "Jeśli nie dzisiaj, to kiedy?", którą dziś znalazłam na FB i udostępniłam Wam.
Twój komentarz: "Najlepiej -teraz!" stał się motywacją i stąd to wszystko, co powyżej. Może niezbyt merytoryczne, a bardziej "wrażeniowe", ale nie jestem w stanie pisać o niuansach wykonawczych, nie mając solidnych podstaw wiedzy o muzyce.
To tylko takie impresje ciągle początkującej melomanki..
Dziękuję za uwagę.. Mrugnięcie
Zapisane
xbw
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3110



Zobacz profil
« Odpowiedz #518 : Styczeń 18, 2013, 22:30:11 »

Długie jest piękne Uśmiech
Zapisane
Janusz1228
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2767



Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #519 : Styczeń 19, 2013, 09:24:24 »

Piękne, niepiękne... konkretne i rzeczowe. Z pewnością i spontaniczne  Mrugnięcie - a to we wszelkaich recenzjach zawsze ciekawe. Duży uśmiech
Nie martw się Katiuszko, sama przecie zauważyłas: w warunkach, w których przyszło delektować się koncertem odbior koliuszowej interpretacji mógłby frasowac. Takoż i Artystę.
A reklamę Filharmonii zrobiłaś jak najbardziej pożyteczną. Niechaj wiedzą, ze ludzie wiedza i powiedzą.

Janusza bardzo cieszy, że posłuchałas rady przyjaciela  Chichot
Wiesz czemuż takąż dał? Nie wiesz. A zatem polecam moją pocztóweczkę o szkalance piwa  Duży uśmiech

http://janusz.nizynski.pl/pocztowki/pocztowki-z-niedokonczonych-nocy-–-ksiega-ii/nad-szklanka-piwa/
« Ostatnia zmiana: Styczeń 19, 2013, 09:34:17 wysłane przez Janusz1228 » Zapisane

Pytasz mnie, jak grał ów pianista? W jego grze było coś ludzkiego: pomylił się...
http://www.youtube.com/watch?v=ZB0qeG_SCZM
sułek
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 647


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #520 : Styczeń 20, 2013, 20:15:26 »

wypada mi tylko Dorotko wyrazić żal. Może kiedyś "Kola" jeszcze raz odwiedzi Białystok to zapraszam. (Rosyjscy artyści lubią odwiedzać moje miasto. Zrozumiałe)
Zapisane

p.Joanna
Użytkownik
**
Offline Offline

Wiadomości: 90


Zobacz profil
« Odpowiedz #521 : Luty 19, 2013, 14:49:27 »

Krystian Zimerman, Barbara Hannigan oraz Sir Simon Rattle z Berlińskimi Filharmonikami w Berlinie, 16.02.2013r.


Już w październiku zeszłego roku planowałam być na tym koncercie choć bilety były dostępne od stycznia. Oczywiście Krystian Zimerman był magnesem. Nie wiedziałam nic  o koncercie fortepianowym Witolda Lutosławskiego ani o jego muzyce, gdzieś słyszałam, że koncert jest dedykowany polskiemu pianiście.
Doskonale trafiłam szukając wiedzy o Lutosławskim. Wyobrażacie sobie jaką przyjemnością jest poznawanie życia i twórczości wielkiego artysty kiedy czyta się pracę jego, największego chyba na świecie admiratora. Andrzej Chłopecki, autor „PostSłowia”, niezwykłej i bardzo wnikliwej analizy twórczości  Lutosławskiego, uważa go za największego kompozytora XX wieku na świecie (nie pisze tego wprost, ale czytelnik nie ma żadnych wątpliwości). Może i  można zarzucić tej analizie stronniczość (ja nie wiem, bo nie mam żadnej innej wiedzy na ten temat), ale to jedyna z bardzo wielu przeczytanych przeze mnie książek, którą, pomimo, że nie rozumiałam mnóstwa słów i określeń, przeczytałam jednym tchem.
Mój Boże, żyje człowiek kilka dziesięcioleci, ma na temat swojego wykształcenia i wiedzy całkiem pozytywne mniemanie i nie wie, że w zasięgu ręki tworzy się i funkcjonuje takie piękno. Bo muszę się przyznać, że nie tylko nic nie wiedziałam o muzyce Lutosławskiego, ale i o tym, że był kompozytorem miałam mgliste pojęcie. Szukając rozpaczliwie usprawiedliwienia tego stanu, pomyślałam o manipulacji jakiej z moim pokoleniem zostałam poddana. Przecież nawet przed początkiem mojej świeżej fascynacji muzyką klasyczną wiedziałam o wielkim, polskim kompozytorze Krzysztofie Pendereckim, znałam przykłady z jego twórczości, ba, nawet przeżyłam krótką fascynację jego Polskim Requiem. A Lutosławskiego w zbiorowej świadomości nie było i... obawiam się, że jeszcze jakiś czas może nie być.
Gdy tymczasem Andrzej Chłopecki pisał „Twórczość może się kończyć wizjonersko – jak u Beethovena, manierystycznie – jak u Szostakowicza, katastroficznie – jak u Mahlera. Może się też kończyć apollińsko – jak u Bacha, Mozarta, Bartoka i Lutosławskiego.” Wyobrażacie sobie lepsze towarzystwo?... I trzeba wiedzieć, że umieścił Lutosławskiego w tym towarzystwie człowiek powszechnie uważany w Polsce za największego znawcę muzyki XX wieku.
Przygotowując się to berlińskiego wyjazdu znalazłam i wielokrotnie przesłuchałam koncert fortepianowy Lutosławskiego i kiedy zobaczyłam, że w ramach festiwalu Łańcuch 2013 będzie go grał w Warszawie Garrick Ohlsson z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Wrocławskiej oczywiście wybrałam się na ten koncert. Dyrygował Jacek Kasprzyk. Niestety pianista grał ten utwór właściwie po raz pierwszy (poprzedniego dnia wykonał go we Wrocławiu), był bardzo skupiony na odczytywaniu nut i nie był w stanie nawiązać kontaktu z orkiestrą, choć ta naprawdę się starała. Było słychać jak zaczepia solistę, jak chce nawiązać z nim dialog. Nie zawsze brzmiała doskonale, ale zapał i spontaniczność wynagradzały braki (to moje osobiste doznania, pamiętajcie, że moje oceny nie są podparte żadną teoretyczną wiedzą, tylko maleńkim doświadczeniem)
Dlaczego o tym koncercie nie napisałam wcześniej i szerzej - wyjaśnię na końcu.
W takim stanie wiedzy i ducha dotarłam do Berlina.
Pierwsza część koncertu rozpoczęła się uwerturą do opery „Genowefa” Roberta Schumanna.
Po raz pierwszy w życiu słyszałam na żywo orkiestrę tej klasy i porównanie z tym, czego do tej pory słuchałam wypadło bardzo boleśnie. Po pierwsze  z powodu akustyki. Sala filharmonii berlińskiej jakby wyczyszcza dźwięk z całego hałasu jaki towarzyszyć może grze orkiestry symfonicznej. W związku z tym muzyka jest dużo cichsza i absolutnie czysta.
Po drugie z powodu zgrania zespołu. W sekcji smyczków jest około 20 skrzypków i czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, że oni grają jeden dźwięk? I to bez względu na tempo muzyki.
Na szczęście jedno było porównywalne – zaangażowanie i radość dyrygenta. Jacek Kasprzyk dyrygował wrocławską orkiestrą tak samo dynamicznie, oddając muzyce całe serce bez reszty, tak samo emocje nieomal unosiły go w górę jak Sir Simona Rattle'a.
Uwertura Schumanna była świetnym wyborem, jeśli organizatorzy myśleli o wprowadzeniu do koncertu fortepianowego. Cała zbudowana jest z rozszalałych, miotających człowiekiem emocji, co w wykonaniu takiego zespołu musiało rozpalić słuchaczy. Wspaniałe doświadczenie, nagrodzone ogromną owacją.
A potem fortepian pana Zimermana, stojący do tej pory nisko pod sceną, uniesiony został wraz z podłogą do poziomu sceny, podjechały schody i wyszedł na scenę Krystian Zimerman w towarzystwie Sir Rattle'a i w burzy braw. Zarówno z orkiestrą jak i z dyrygentem witał się jak stary znajomy.
I jak mam opisać przeżycie nie do opisania.
Na pewno oczekiwanie niezwykłego wydarzenia podniosło mi już wcześniej adrenalinę, jestem trochę emocjonalnym pokrętem, ale ani to co przeczytałam, ani to czego wcześniej słuchałam jako koncert fortepianowy Lutosławskiego nie przygotowało mnie na to co usłyszałam w Berlinie.
Zwaliło się na mnie całe, nawet nie kulturalne, ale kulturowe doświadczenie XX wieku. Usłyszałam doświadczenie wspaniałego człowieka, niezwykle kulturalnego, muzycznego erudyty, człowieka w najmniejszy stopniu niedotkniętego polskimi kompleksami, któremu sowiecki totalitaryzm zamordował ojca i stryja, niemiecki – brata, któremu polskie, komunistyczne  piekło zgotowało usunięcie z przestrzeni publicznej po zdecydowanym poparciu Solidarności. To polskie doświadczenie zostało w muzyce tej zuniwersalizowane, wyrastało ze wspólnego, europejskiego dziedzictwa, było zanurzone w stylistyce ekspresjonistów z początku wieku, filmów Bergmana, z prozy Tolkiena, z tego co z pożogi przetrwało.
Chłopecki pisał: ...muzyka wzrastająca wartościami w czasie rozpadających się wartości, muzyka scalająca obraz świata i ocalająca sens świata, muzyka Witolda Lutosławskiego daje XX wiekowi nutę FINALIS o czystości, na którą nie jest pewne, czy sobie zasłużył.”
Nie usłyszałam tego ani w youtubowym wykonaniu Pawła Kowalskiego ani w wykonaniu Garricka Ohlssona. Usłyszałam dzięki talentowi drugiego geniusza – Krystiana Zimermana, który ten utwór potraktował jak zobowiązanie i wykonał tak osobiście, jak to tylko możliwe. Finał grał jak w transie, na stojąco muzycznie wykrzykując przesłanie.
Pierwszym dźwiękiem jaki padł po zagraniu ostatniej nuty był krzyk „brawo” z prawej strony wypełnionej do ostatniego miejsca widowni, potem nastąpiła burza. Dobre pół minuty Krystian Zimerman dziękował dyrygentowi i orkiestrze, składając im kilkakrotnie głęboki ukłon i obejmując dyrygenta i pierwszego skrzypka. Potem odwrócił się do nas i możecie mi spokojnie zazdrościć tego wyrazu twarzy. Powiem Wam tylko tyle, że być może będziecie go mogli zobaczyć razem ze mną we wrześniu, bo trwają rozmowy o możliwości wykonania tego koncertu przez Zimermana na Warszawskiej Jesieni.
Wychodząc na przerwę byłam pewna, że wszystko co najlepsze tego wieczoru już usłyszałam. Jakże więc zaskoczyło mnie wspaniałe wykonanie pieśni Henriego Dutilleux'a, kompozytora tylko trzy lata młodszego od Lutosławskiego, w wykonaniu kanadyjskiej śpiewaczki Barbary Hannigan. Muzyka wywodząca się z tego samego, europejskiego źródła była skomponowana do tekstów m.in. Rilkego, Sołżenicyna i... Vincenta van Gogha. Niezwykłej urody śpiewaczka zachowywała się jakby urodziła się na scenie. Śpiewała i gestykulowała z ogromnym scenicznym wyczuciem i klasą, tak samo witała się i żegnała z dyrygentem i orkiestrą oraz kłaniała się publiczności. Wspaniałe i niespodziewane po poprzednim „trzęsieniu ziemi” przeżycie.
Koncert zakończyła Symfonia „Reńska” nr 3 Roberta Schumanna. Po emocjach tak mi bliskich stylistycznie, tak wyrastających z moich czasów słuchanie Schumanna było jak oglądanie wspaniałych przecież, ale nieco „trącących myszką” filmów Charliego Chaplina.
Wychodząc próbowałam podsumować to, co się przeze mnie przetoczyło i musiałam przyznać, że Berlińska Filharmonia we wspaniałe, doskonałe, niemieckie ramy muzyki Schumanna oprawiła polskie dzieła sztuki – zarówno kompozytorskie jak i pianistyczne. Któż by się dziwił zatem, że pękałam z dumy. Myślę, że tak jak ogromna rzesza polskich melomanów obecnych na tym koncercie (myślę, że kilka setek). Spotkałam nawet pana Pawła Wakarecego.

Jestem Wam jeszcze winna wyjaśnienie. Od jakiegoś czasu zamilkłam, ponieważ musiałam nabrać dystansu, aby ocenić mój stan ducha. Zauważyłam bowiem, że ogromną przyjemność sprawia mi kontakt z Wami, możliwość wirtualnej rozmowy na tematy, tak mi ostatnio bliskie, tak ogromną, że moja rodzina poczuła się zagrożona. Nie mogąc dzielić mojej nowej pasji, moi bliscy poczuli się trochę zdradzeni. Dopiero odstawiając internet na jakiś czas mogłam spojrzeć na to z dystansu i zrozumiałam ich niepokój. Wybaczcie, że rozluźnię nieco moje z Wami kontakty, mam nadzieję, że świadomość dobrze spełnionego obowiązku da mi choć część tej przyjemności, jaką miałam będąc często z Wami. Oczywiście nie opuszczam forum, spróbuję tylko bardziej świadomie i odpowiedzialnie zarządzać czasem i emocjami
Zapisane
TeresaGrob
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2621



Zobacz profil
« Odpowiedz #522 : Luty 19, 2013, 15:25:43 »

Joanno , po prostu brak mi słów!!!!!!!!!
Zobaczymy sie na ChijE?Co?
Zapisane

Janusz1228
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2767



Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #523 : Luty 19, 2013, 16:12:26 »

Joanno, piękna relacja, jak każda Twoja… Czy próbowałaś po koncercie wejść za kulisy, by choćby przez jeszcze  jedną chwilę przedłużyć swe duchowe święto? Pewno byłaś zbyt oszołomiona… Nie dziwie się.

Rozumiem Twe rodzinne rozterki i obowiązki. Dlatego byłbym ostatnim, który nakłaniałby do ich zaniedbywania. Nasze Forum, z całym dla niego szacunkiem, nie może i nie powinno być ważniejszym od najważniejszych wartości. I nie będzie, bo tworzą je mądrzy i roztropni ludzie, jak Ty.
Dlatego nie zamartwiaj się, Joanno. Nasze Forum będzie żyło dopóty, dopóki będzie mieszkało przynajmniej w naszych umysłach i sercach. A to jest bardzo realna wizja. Wystarczy, że czasem, gdy już nie da się inaczej - każde z nas, najpierw sobie, a potem wszystkim innym o tym przypomni i zakomunikuje.
Wpadaj więc na łany, gdy tylko postrzeżesz swe zielone światełko i zapal je dla nas, gdy tylko będziesz mogła. I czytaj nas… czytaniem nikomu nic złego nie czynimy.
Do następnego przeczytania!  Uśmiech
Zapisane

Pytasz mnie, jak grał ów pianista? W jego grze było coś ludzkiego: pomylił się...
http://www.youtube.com/watch?v=ZB0qeG_SCZM
xbw
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3110



Zobacz profil
« Odpowiedz #524 : Luty 19, 2013, 21:35:57 »

Joanno, rewelacja, i koncert i opowieść.

Nic, tylko zacząć słuchać Lutosławskiego. I słyszeć uszami wyobraźni, tak jak Ty w Berlinie.

Jeśli dojdzie do przyjazdu Zimermana, to pewnie i tak nie da się efektu berlińskiego odtworzyć, akustyka, zgranie orkiestry. No i obstawiam fochy, po jednej ze "stron" lub po obu. Jeśli dojdzie do wykonania w Warszawie, to chyba dzięki jakiemuś małemu cudowi.

Można jeszcze kupić płytę
http://merlin.pl/Lutoslawski-Partita-Chain-2-Piano-Concerto_Krystian-Zimerman-Anne-Sophie-Mutter/browse/product/4,312789.html?place=suggest
http://www.amazon.com/Witold-Lutoslawski-Concerto-Orchestra-Novelette/dp/B000001GEQ
« Ostatnia zmiana: Luty 19, 2013, 21:46:03 wysłane przez xbw » Zapisane
Strony: 1 ... 33 34 [35] 36 37 ... 39   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

storylife yourlifetoday wiedzmy rootsunderground blackspider