Kurier Szafarski
 
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Forum miłośników muzyki Fryderyka Chopina
 
Strony: 1 ... 30 31 [32] 33 34 ... 39   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Relacje z koncertów, (info o koncertach)...  (Przeczytany 175809 razy)
p.Joanna
Użytkownik
**
Offline Offline

Wiadomości: 90


Zobacz profil
« Odpowiedz #465 : Czerwiec 16, 2012, 10:14:23 »

Daniił Trifonow w Dusseldorfie, 11.06.2012

W Dusseldorfie padał deszcz kiedy starałam się dotrzeć do Museum Kunst Palast. Byłam przygotowana, że może to być duży budynek, w którym niełatwo będzie znaleźć właściwe wejście, ale to co zobaczyłam po wyjściu z parku znacznie przerosło wyobrażenie. W otwartej przestrzeni bulwaru nad Renem stoi zespół budynków przypominający scenografię Gotham City. Monumentalny, wiejący grozą zespół architektoniczny z lat 30-tych przeraża. Czułam, że idąc środkiem mogę skrócić drogę, ale po prostu bałam się wejść między budynki i poszłam dookoła, wzdłuż głównej ulicy. Przy jednym z wielu wejść zabaczyłam samochód z charakterystycznym, czerwonym fortepianem (znakiem festiwalu) i kilka wchodzących osób. Weszłam razem z nimi zaskoczona trochę elegancją i bijącym od nich dobrobytem, ale pomyślałam - Niemcy. Okazało się, że przez pomyłkę weszłam razem z wybrańcamo ze Stowarzyszenia Bilderberga (tak zrozumiałam po niemiecku), które chyba ma tam jedną ze swoich siedzib. Wszystko razem skojarzyło mi się z masonerią. Sala Schumanna, w której odbywał się koncert jest jedną z kilku sal koncertowych, zespół ma wiele własnych kolekcji sztuki, widziałam też informacje o wystawach gościnnych. Tak się bawią „równiejsi” i mam wrażenie, że nie za własne pieniądze.
Do „normalnej” publiczności zostałam przeprowadzona  korytarzami. 
Choć wykończona drewnem, Sala Schumanna jest zimna i nieprzytulna. Ale jakie to wszystko miało znaczenie skoro zaraz miał zagrać „mój” Trifonow (tak, wiem Bartek, że muszę go dzielić z naszą Beatką i kilkoma tysiącami innych wielbicieli, ale nie tylko mi to nie przeszkadza, ale bardzo cieszy).
Zaczął od trzeciej sonaty Skriabina. Wystartował jakby rwał się do tej gry, trochę za mocno, wyrywał dźwięki z ogromną energią, szczęśliwy, że nareszcie może ją uwolnić. Główny temat pierwszej części zabrzmiał bardzo wyraziście. W drugiej powiało grozą, w trzeciej jakby zadumał się nad ludzkim losem i jego ulotnością. Ta ulotność właśnie było najmocniej odczuwalna. W części czwartej powrócił od głównego tematu, ale już nie było tej czystości. Jakby chciał naznaczyć ją względnością odczuwania, różnorodnością uczuć.
I znowu zabrzmiało to Jego charakterystyczne falowanie.
Niemiecka publiczość biła  brawa, a ja rozejrzałam się dokoła i sala wydała mi się jakby cieplejsza.
Valse sentymentale Czajkowskiego, który zagrał potem był tak rosyjski jak to tylko możliwe i bałam się, że pianista roztopi się zaraz jak masło.
O 18 Marceaux op. 51 Czajkowskiego napisane było w programie, że to francusko-rosyjskie kolorowe fidrygałki, ale nie w wykonaniu Trifonowa  - w Echo rustique fortepian stał się za mocno nakręcona pozytywką, nad którą stracono panowanie (nie mam pojęcia jak można tak szybko grać), a Tendres reproches wyśpiewanym żalem, który próbuje  przez chwilę z siebie drwić aby na koniec wybuchnąć ze zdwojona siłą. Un poco di Chopin był przepięknym bel canto -  Czajkowkim granym przez wspaniałego szopenistę.
Już nawet niemiecka publiczność straciła rezerwę. Pojawiły się okrzyki „Brawo!”, a ja pomyślałam- Całkiem miłe miejsce.
Bardzo byłam ciekawa jak Daniił Trifonow zagra Ognistego Ptaka Strawińskiego. Miałam przeczucie, że może wyczarować cudną historię. To co usłyszałam znacznie przekroczyło moje oczekiwania. Ta niezwykle karkołomna technicznie transkrypcja na fortepian okazała się jakby stworzona dla Trifonowa. Była przerażająca groza, rozedrgany, połyskujący ognikami tytułowy Ognisty Ptak, nad przestrzeń beznadziejnej skamieliny i strachu drugiej części w trzeciej wzeszło słońce szczęścia i nadziei. Ten finał jest nieco nudny muzycznie, ale pianista wypełnił całość takimi barwami i emocjami, że owacje były już zupełnie nie niemieckie.
Drugą części koncertu Daniił Trifonow rozpoczął trzema Image, Heft I Clauda Debussiego. Reflets dans l'eau zagrał inaczej niż w  Krakowie. Ani tej, ani pozostałych dwóch -  Hommage a Rameau i Mauvement nie zrozumiałam. Impresjonistyczna forma nie była dla mnie tym razem tak jasna i mam pewność, że to z powodu mojej ignorancji.
Mówi się, że koniec wieńczy dzieło. To było zwieńczenie godne jego najlepszych koncertów, których słuchaliśmy. Etiudy op.25 Chopina, zagrane w ten poniedziałkowy wieczór w Dusseldorfie zmiotły jak domek z kart emocje związane z mroczną architekturą, masońskimi skojarzeniami i  chłodną atmosferą sali koncertowej. Zabrał nas w podróż do muzycznego raju. Pamiętam przedostatnią etiudę, jak ją grał w Dusznikach. Te dźwiękowe emocje  gdy strugi deszczu chłostały na zewnątrz okna. Po takim doświadczeniu nie mogłam się spodziewać, że można zagrać ją nieomal melancholijnie, pętając emocje i namiętności. Kulminacja siódmej przeszła wszystko co możecie sobie wyobrazić. Co z tego, że postanowiłam nie płakać, nie miałam żadnych szans i nie tylko ja używałam chusteczki.
Po owacji na stojąco zagrał bisy. W sali im. Roberta Schumanna oczywiście jego Widmung zabrzmiał jako pierwszy. Pozostałe też były niemieckie Die Forelle i Aus der Wasser zu Singen Schuberta\Lista. Po zakończeniu etiud otrzymał piękny bukiet kwiatów, który na bisy położył na fortepianie. Kilka listków opadło na klawiaturę i kiedy grał Schuberta, w takt melodii, rytmicznie usuwał je na podłogę wywołując salwę śmiechu. Po trzecim bisie kilkakrotnie wychodził  na scenę kłaniać się i dziękować, ale nie zagrał już nic więcej.
Nadal padało i było już ciemno jak wyszłam. Tym razem skróciłam sobie drogę między budynkami i wcale się nie bałam. Było też dużo cieplej choć temperatura wieczorem spadła.


Koncert Krystiana Zimermana i Hagen String Quartett w Dortmundzie, 13.06.2012r.


Jeżeli nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, że w środku ciasnego centrum miasta, między wąskimi uliczkami z  klimatycznymi restauracyjkami i kawiarniami można zmieścić i wybudować ogromny, nowoczeny budynek Sali Koncertowej ze stali i szkła to nie macie wyobraźni – można.
Przed wejściem ponownie stał samochód z czerwonym fortepianem wskazując drogę.
Sala Koncertowa w Dortmundzie jest bardzo piękna, nowoczesna i duża. Na scenie stał fortepian pana Zimermana i cztery krzesła smyczków. W programie koncertu były kwintet fortepianowy nr 1 Grażyny Bacewicz, kwartet nr 1 „Krautzer Sonata” Leosa Janacka, a po przerwie znany nam kwintet fortepianowy Roberta Schumanna. Krystianowi Zimermanowi towarzyszył Hagen Quartett.
Artyści wyszli na scenę w burzy braw. Nie tylko ja czekałam na ten pierwszy od ponad roku występ polskiego pianisty.
Utwór Grażyny Bacewicz odebrałam jak objawienie. Tym razem nie tak dokładnie przygotowałam się do tego koncertu i przesłuchałam tylko kilka fragmentów z jej twórczości. Z naiwnością i merytorycznym przygotowaniem dziecka słuchałam idealnie dopełniającej się muzycznej całości.
Kwintet składa się z czterech części. Pierwsza, moderato molto ekspresivo był jesienną szarugą z przepięknymi muzycznymi środkami wyrażającymi przepełniający smutek, zadumę nad kruchością losu i siłami, które mogą zdmuchnąć nasze jestestwo. Druga część presto przywoływała obraz radosnej, beztroskiej sanny pędzącej przez zaśnieżone przestrzenie, a muzyka była tak czysta, jak dźwięk potrafi być idealnie czysty tylko w śnieżnej akustyce. Grave był pogrzebem. Gdy nagle spod palców Krystiana Zimermana wydobył się dźwięk bijących dzwonów, myślę, że nie byłam jedyną, której przyszły na myśl słowa Hemingwaya: „Kiedy bije dzwon... nie pytaj... bije Tobie” , i której ciarki przeszły po plecach. Część czwarta con passione spinała całość klamrą, podsumowywała poprzednie w idealnej harmonii dźwięków i emocji.
Krystian Zimerman wyglądał i zachowywał się jak Bóg Ojciec. Z zupełnie białą głową i brodą kontrolował każde wejście insturmentów w napięciu by idealnie się z nim połączyć, a ponieważ zawsze się udawało jego twarz rozświetlał ujmujący uśmiech zadowolenia.  Patrzenie na niego było taką samą przyjemnościa jak słuchanie. Jego fortepian grał ludzkim głosem. Stał się jeszcze jednym instrumentem smyczkowym, nie było w nim nic metalicznego. Nawet kiedy biły dzwony.
Burza, która wybuchła po zakończeniu utworu potwierdziła jakość występu, bo oczywiście moje impresje są absolutnie subiektywnymi wynurzeniami laika.
Inspiracją dla prawie siedemdziesięcioletniego Janacka, kiedy komponował kwintet był utwór Lwa Tołstoja „Krautzer Sonata”. W programie napisano, że zmienił intencje i nie cudzołóstwo, ale cierpienie i współczucie dla kobiety stało się motywem muzyki.
Hagen Quartett jest świetnym zespołem, jedną z gwiazd Deutsche Grammophon i brzmiał cudnie, ale brakowało mi fortepianu.
Muszę jednak przyznać, że razem z resztą widowni zastygłam w odrętwieniu kiedy w ostatniej części brzmiało bolesne i trudne przebaczenie. Dopiero po chwili obudziliśmy się do oklasków i oddychania.
Nawet nie wyszłam na przerwę. Siedziałam na swoim miejscu – cała będąc zachwytem, że mogłam doświadczyć takiego piękna.
A potem przyszedł czas na Schumanna. Od dwóch dni próbuję wymyślić jak celnie opisać i oddać emocje, które towarzyszyły nie tylko mi, ale całej widowni. I nie umiem.
Absolutna harmonia, dopełniające się i tworzące przecudną całość dźwięki, pianista, który ponownie nie był solistą tylko częścią idealnego zespolenia. A wszystko w atmosferze wspólnej radości, że mogą razem grać, że im tak ze sobą dobrze.
Nigdy do tej pory na żywo nie usłyszałam takiej doskonałości.
Po oszałamiającym kanonie w finale mogliśmy wypuścić nasze emocje i  byłam również świadkiem największej w życiu owacji (na stojąco oczywiście).
W ten sposób pierwszy raz w życiu na żywo usłyszałam Krystiana Zimermana. Czuję tylko ogromny niedosyt jego gry i możecie być pewni, że jeśli tylko dam radę to będę na każdym jego koncercie w promieniu 1000 km i będę się z Wami dzielić moimi amatorskimi opiniami.

Zapisane
TeresaGrob
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2621



Zobacz profil
« Odpowiedz #466 : Czerwiec 16, 2012, 11:00:59 »

BRAWA Joanno. Bardzo dziękuję!!!
Zapisane

Janusz1228
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2767



Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #467 : Czerwiec 16, 2012, 18:31:40 »

Joanno, w swych relacjach jesteś (jak zwykle) Wielka. Każdy profesjonalny żurnalista mógłby pobierać u Ciebie lekcje pisania o wydarzeniach muzycznych językiem dla "zwyczajnych" ludzi. Po przeczytaniu Twych relacji na nowo chce mi się chodzić na topowe koncerty, bo swym autentyzmem słowa i przeżyć udowadniasz raz kolejny, jakim oczyszczeniem duszy jest wspaniale podawana przez artystów muzyka. Joanno, dziękuję Ci za te sprawozdania, i już czekam Twych kolejnych zapowiedzianych relacji. (Może kiedyś, zresztą, opiszemy coś wspólnie?  Uśmiech  )
Zapisane

Pytasz mnie, jak grał ów pianista? W jego grze było coś ludzkiego: pomylił się...
http://www.youtube.com/watch?v=ZB0qeG_SCZM
bartus
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2896


Zobacz profil
« Odpowiedz #468 : Czerwiec 16, 2012, 23:31:53 »

Joanno.

Z zainteresowaniem przeczytalem Twoja recenzje.
Musze przyznac, ze potrafisz czarowac co najmniej jak
Beata, czy Janusz, nie mowiac o Asi, Patryku, Agnieszce, Dorocie i Ewie.
Wasze recenzje sa niezwykle, bardzo profesjonalne, ciekawe, obrazowe, wreszcie orginalne i UCZCIWE.

Wiekszosc polskich zawodowych recenzentow muzycznych (Szwarcman, Handzlik itd.) jest powiazania "politycznie" i  oklamuje nas na lewo i prawo.
 
Na naszym forum mam pewnosc, ze relacja jest autentyczna.
Dzieki.
Zapisane
aro 59
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1263


--- Marek ---


Zobacz profil
« Odpowiedz #469 : Czerwiec 17, 2012, 16:36:03 »

Joanno

Daniił Trifonow w Dusseldorfie w Museum Kunst Palast („Gotham City”), 11.06.2012.
Na początku powiało mi grozą, ale
opis muzyki też u mnie spowodował ciepło.

Koncert Krystiana Zimermana i Hagen String Quartett w Dortmundzie, 13.06.2012r.
Doskonałość.

Dla mnie Twoje opisy są
sugestywne i przepiękne stylistycznie.  Uśmiech
Zapisane

pozdrawiam Uśmiech         
               Marek
aro 59
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1263


--- Marek ---


Zobacz profil
« Odpowiedz #470 : Czerwiec 17, 2012, 16:37:02 »

Dziękuję Ci Joanno. Buziak
Zapisane

pozdrawiam Uśmiech         
               Marek
p.Joanna
Użytkownik
**
Offline Offline

Wiadomości: 90


Zobacz profil
« Odpowiedz #471 : Czerwiec 17, 2012, 19:23:15 »

Moi Drodzy, to zaszczyt dla Was pisać i przyjemność, że mogę dzielić moje emocje z tak Szacownym Gronem. Też dziękuję.
Zapisane
Julka
Aktywny użytkownik
***
Offline Offline

Wiadomości: 192



Zobacz profil
« Odpowiedz #472 : Lipiec 06, 2012, 12:33:59 »

Joanno, dopiero dziś przeczytałam Twoje dwie ostatnie recenzje. Uhmm, piękne relacje! Dla mnie profesjonalne w każdym calu. W takim wypadku mówi się " gotowe do druku". Nie tylko na tym forum. Gratuluję i dziękuję!
« Ostatnia zmiana: Lipiec 06, 2012, 12:37:14 wysłane przez Julka » Zapisane
ewa578
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1471


Ewa


Zobacz profil
« Odpowiedz #473 : Lipiec 26, 2012, 02:49:55 »

p. Joanno, po prostu padam do nóżek bo wiem, że kunszt relacji dorównuje wielkością wielkim koncertom, dziękuję.
Zapisane
Janusz1228
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2767



Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #474 : Sierpień 14, 2012, 22:46:35 »

Gdyby pokusić się o streszczenie tego małego dzieła, wystarczyłoby odwołać się do tuzinkowego schematu: walka dobra i zła o duszę człowieka. Gdyby wczytać się i wsłuchać w wartkie, mocno osadzone w realiach osiemnastowiecznego Salzburga libretto – z operowego schematu wyłania się filozoficzny moralitet: jak uchronić duszę grzesznika przed pokusami życia doczesnego? Gdyby zaś oddać się słodyczom śpiewnych arii i potoczystej melodii skromnego, acz nieoszczędnego tutti - można by, poza zachwytem, doznać niemałego zdziwienia. Jak bowiem możliwe, że pisał je ledwie jedenastoletni maestro? - Kompozytor, który będąc wszak małym dzieckiem, z mistrzowskim wyrafinowaniem zaprezentował techniczno-artystyczną dojrzałość godną doświadczonego mistrza, stawiając przy tym niemałe wymogi i dla śpiewaków, i dla muzykantów.

Już pewno wiecie, o kim piszę. Oczywiście: o cudownym małym Mozarcie, Wolfgangu-Amade, kompozytorze, którego mini-operę (a może poprawniej: opera-sacra?), pt. „Powinność pierwszego przykazania” miałem okazję poznać, dzięki Krakowskiej Operze Kameralnej. Po raz kolejny ten zasłużony podwawelski Teatr, z pięknym przyznanym mu tytułem „Mecenasa Kultury Krakowa” wystawiając „zapomnianą” operę mistrza na nowo odkrywa światu - światowe arcydzieło. (Miło przy okazji skonstatować, że to, co dla innych bywa dopiero odkrywane i nowe - szafarskim forumowiczom znane już jest od dawna. Blisko rok temu o „Powinności” wspominała nam przecież Asia, ilustrując wypowiedź kilkoma linkami. Nie będę ich powtarzał, odsyłam za to do źródła : http://www.chopin.darmowefora.pl/index.php?topic=102.msg14426#msg14426).

Tego roku (w przede dniu  Wniebowzięcia Maryi Panny) pani Dyrektor KOK Jadwiga Leśniak-Jankowska wespół z mężem Wacławem Jankowskim scenerię opery uplasowali w miejscu niezwykłym: Królewskiej Katedrze p.w. św. Stanisława i św. Wacława na krakowskim Wawelu. Majestat i tajemnice zamkowych murów w połączeniu z mistycznym nastrojem nabożnego przybytku były, dzięki temu, znakomitym uwypukleniem estetyczno-etycznych walorów dzieła. Muzyka i śpiew solistów majestatycznie, na równi i po mistrzowsku współbrzmiały z zapodawanym słowem (recytatywem) aktorów. Bardzo pięknie skrojone i z pietyzmem nawiązujące do epoki stroje artystów znakomicie dopełniały scenerię przedstawienia. I nawet (wśród publiczności wcale nierzadkie) fraki bardzo eleganckich panów połyskując odbitym ognikiem świec wtórowały im jakby w wyreżyserowanym, estetyczno-stylowym unisono. Szkoda tylko, że dla tak wyrobionej publiczności - bardzo życzliwie i żywo reagującej na spektakl - miejsca w tym nabożnym, wawelskim przybytku niewiele ostało…
Co do, zaś, artystów: wszyscy bardzo młodzi, choć przecież już absolutnie dojrzali profesjonaliści, ze sprawnym, scenicznym warsztatem. Swym mistrzowskim kunsztem i z pełnym artystycznym zaangażowaniem wnieśli w czcigodne wawelskie mury prawdziwy młodzieńczy zapał ale i głębokie, sceniczne emocje. Płynące spod katedralnego ołtarza fluidy pięknie więc dopełniały estetyczne doznania zaproszonych na spektakl gości, którzy po skończonym przedstawieniu nie szczędzili im braw i owacji na stojąco.
To był kolejny, bardzo udany spektakl KOK, o czym, jako wierny admirator tej kultowej, krakowskiej „sceny”, z satysfakcją Wam donoszę  Uśmiech

http://www.kok.art.pl/mozart_spektakle.html

Jutro (15 VIII), artyści opuszczają Kraków i na kolejne przedstawienie udają się do Miechowa.
« Ostatnia zmiana: Sierpień 14, 2012, 22:55:25 wysłane przez Janusz1228 » Zapisane

Pytasz mnie, jak grał ów pianista? W jego grze było coś ludzkiego: pomylił się...
http://www.youtube.com/watch?v=ZB0qeG_SCZM
xbw
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3110



Zobacz profil
« Odpowiedz #475 : Sierpień 15, 2012, 07:49:58 »

Kierownictwo muzyczne Uśmiech
Zapisane
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #476 : Sierpień 15, 2012, 19:00:36 »

Januszu, ogromnie mi miło, że zauważyłeś mój skromny wpis o "Die Schuldigkeit". Choć pewnie nie reprezentuję jeszcze wysokiego poziomu mozartologicznej wiedzy, to bardzo kocham muzykę Wolfganga i na miarę możności staram się dawać temu wyraz:)
Zmagania ludzkiej duszy z wszelakiego rodzaju pokusami i słabościami są tematem bliskim i zawsze aktualnym:) W końcu, jak pisał Sołżenicyn, granica między dobrem a złem przebiega w sercu każdego człowieka:) Oczywiście każda epoka miała swoje idee i sposoby wyrażania takich rozterek ducha. Ale Mozart, w tak zdumiewająco młodym wieku, umiał nadać przypowieści sprzed ponad dwustu lat ponadczasowy wymiar, sprawić że ożywa w naszych sercach.
Pozazdrościć wspaniałych wrażeń! - odbioru dzieła którego tak rzadko można wysłuchać na żywo, w dodatku w tak wspaniałym, magicznym miejscu i równie romantycznej scenerii. No i, rzecz jasna, wielkie gratulacje z racji owego muzycznego kierownictwa:) Naprawdę masz z czego być dumny.
Może krakowski zespół zawita kiedyś również i do grodu nad Brdą:)
Zapisane
ewa578
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1471


Ewa


Zobacz profil
« Odpowiedz #477 : Sierpień 23, 2012, 18:58:44 »

Na pewno już wszyscy o tym wiecie, ale przypominam, że za dwie godziny Medici.tv transmitować będzie recital Mikołaja Lugańskiego. Chyba warto nie przegapić.
http://www.medici.tv/#!/nikolai-lugansky-chopin-liszt-rachmaninov-annecy-classic-recital
Zapisane
xbw
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3110



Zobacz profil
« Odpowiedz #478 : Sierpień 23, 2012, 21:27:39 »

Lugansky cudo! Uśmiech
Kiedy słuchałam go na żywo w Dusznikach wpadłam w zachwyt. Ostygł w trakcie 2 połowy koncertu, na szczęście, teraz tylko bardzo lubię jego grę. Uważam, że dziwnie gra Chopina, ale ciekawie Uśmiech
« Ostatnia zmiana: Sierpień 23, 2012, 21:38:09 wysłane przez xbw » Zapisane
p.Joanna
Użytkownik
**
Offline Offline

Wiadomości: 90


Zobacz profil
« Odpowiedz #479 : Sierpień 30, 2012, 23:44:25 »

Janusz Olejniczak, Maria Joao Pires  i Martha Argerich oraz Orkiestra XVIII Wieku z Fransem Bruggenem w Warszawie, 28.08.2012r.

Do dziś dziękuję Bogu (i Wam Dziewczyny), że stał się cud i kupiłam na 15 minut przed koncertem bilet.
Wchodziłam na salę w ostatniej chwili mijając same znane osoby. Choć szczęśliwa, poczułam się trochę jak intruz na zamkniętej imprezie dla VIP-ów, ale zaraz mi przeszło. Oni byli w pracy, ja w niebie.
Pomyślałam tylko o tym wściekłym i nieszczęśliwym tłumie ludzi  przed wejściem, którym nie udało się dostać biletów. Przypomniał mi się Jerzy Urban na konferencji prasowej mówiący, że rząd się strajków nie boi, rząd się wyżywi. Dla ludzi decydujących o polskim życiu muzycznym też zawsze będą miejsca na takich koncertach. Tylko chyba życie muzyczne funkcjonujące bez  względu na publiczność,  wyłącznie dla działaczy i dziennikarzy staje się swoją karykaturą.
Tuż przed zgaszeniem świateł, w rzędzie obok mnie, zgodnie z przewidywaniami zasiadł na widowni Daniił Trifonov.
Dopiero  po zakończeniu koncertu uświadomiłam sobie, że miałam niespotykaną prawie okazję nie tylko poznać trzy tak wybitne indywidualności muzyczne, ale również je ze sobą porównać, poznać jak różne mają sposoby ekspresji. Dobór repertuaru nie był przypadkowy. Każdy z koncertów fortepianowych, które ci wybitni artyści grali w idealny sposób  ich określał, ukazując nam jednocześnie jak bardzo się oni od siebie różnią temperamentem, charakterem i stylistyką.
Ogromne też miało znaczenie, że mogli grać te najbardziej dla siebie charakterystyczne koncerty fortepianowe z towarzyszeniem tak wspaniałej orkiestry, która zależnie od potrzeb, dla Marthy Argerich była tłem, dla Marii Joao Pires i Janusza Olejniczaka  równorzędnym parterem.
Ogromne brawa przywitały Janusza Olejniczaka i Dyrygenta Orkiestry XVIII Wieku, Fransa Bruggena. Pan Olejniczak, wyraźnie wzruszony podszedł na brzeg sceny i w kilku słowach, ujmująco szczerze,  podzielił się z nami radością, że ma zaszczyt grać w towarzystwie swoich wzorców piękna... muzycznego. Zaraz usiadł do historycznego fortepianu i mógł się rozpocząć, dla mnie najpiękniejszy na świecie, koncert f-moll Fryderyka Chopina.
Od razu, kiedy pan Olejniczak zaczął grać pierwsze nuty partii fortepianu zrozumiałam, że koncert ten może być jego wizytówką. Ta sama rozedrgana wrażliwość, która tak zachwyca w koncercie f-moll jest znakiem rozpoznawczym tego jednego z najwybitniejszych polskich pianistów. Mój Boże, jak mieniła się całą paletą emocji muzyka  Chopina pod palcami pana Olejniczaka zachowując jednocześnie swoją szlachetną prostotę i zachwycając idealną proporcją rubato. Z niespotykaną u artystów tej miary skromnością cały swój ogromny talent jakby złożył w darze Chopinowi nie chcąc w żaden sposób nadużyć muzycznej materii, którą potraktował jak dziedzictwo, oddając jej całą swoją delikatność, wrażliwość i miłość.
Przepięknie namalował swój muzyczny autoportret.
Ogromna owacja zakończyła jego występ, wyklaskaliśmy i wykrzyczeliśmy dwa bisy, mazurka Chopina i Schumanna.
Po przewie, w towarzystwie Fransa Bruggena wyszła na scenę Maria Joao Pires. Ubrana w przepiękną, ale skromną, stylizowaną nieco na indiańską, suknię, z krótko obciętymi włosami wyglądała bardzo elegancko i dystyngowanie. Uśmiechała się życzliwie roztaczając wokół atmosferę doskonałości. I taki właśnie był zagrany przez nią III Koncert c-moll Beethovena. Niezwykle skoncentrowana, z dramaturgią na jaką pozwala muzyka Beethovena solistka prowadziła wirtuozowski dialog z orkiestrą. Bardzo przypominała mi Zimermana w Dortmundzie. Słychać było to samo dążenie do doskonałości i tę samą radość, bo to słyszeliśmy było absolutnie doskonałe. Nie wiem tylko, czy to, że fortepian brzmiał pod jej palcami bardziej wyraziście niż pod palcami pana Olejniczaka to sprawa talentu i umiejętności, czy charakteru muzyki.
Ten muzyczny autoportret był również przepiękny.
A na koniec z dyrygentem weszła Martha Argerich. No nie weszła, wpłynęła na palcach, w wysokich, delikatnych pantofelkach,  odziana w zwiewną, połyskującą suknię, z burzą długich, przepięknych włosów. Przywitała się jak jej poprzednicy z orkiestrą, tylko, że ona podawała dłoń jak królowa. Usiadła do fortepianu i... rozpoczął się nie tylko koncert Beethovena, ale również koncert min, minek, kokieteryjnego poprawiania włosów – słowem koncert świadomej swojego uroku, czaru i talentu  kobiety. Wybrany przez nią  I Koncert C-dur Beethovena niezwykle ułatwił jej zadanie i mam pewność, że z tego powodu został wybrany. Tu nie ma żadnego dialogowania, a nawet jeśli Beethoven myślał o jakimś to w tej interpretacji nie było dla niego miejsca. Martha Argerich albo grając zwalała nas z foteli swoją szaleńczą i brawurową wirtuozerią, albo uśmiechała się czarująco do dyrygenta pozwalając wypełnić orkiestrze przestrzeń między jej grą, kiedy poprawiała włosy lub nimi w cudowny sposób potrząsała. Jednym słowem cały czas przykuwała uwagę. Tylko, że jak się tak gra to można robić co się chce, takie są podstawowe zasady na tym świecie. A ta gra to jakiś kosmiczny odlot. Absolutnie nie infantylna, ale dziewczęca, łobuzerska fantazja, jakiś nieuchwytny czar dotykający samej istoty kobiecości połączony z zupełnie męskim dążeniem do warsztatowej perfekcji i wszystko udekorowane jak tort wiśnią – nadzwyczajnym talentem.

Ten muzyczny autoportret był najbardziej uroczy.

Nawet ja, ze swoim marnym doświadczeniem wiedziałam, że byliśmy świadkami absolutnie niezwykłego wydarzenia i proporcjonalna do jego miary była owacja.
Panie na bis przepięknie wykonały dwa duety fortepianowe, pierwszy sentymentalny i delikatny (poranek Griega), drugi brawurowy i roztańczony (Mozart) potęgując tylko atmosferę szaleństwa na widowni i w sercach. Odwróciłam się do mojego sąsiada, który sprzedał mi bilet i zdołałam wykrztusić:
- Niech Pana Bóg błogosławi za to, że tu jestem.
Zapisane
Strony: 1 ... 30 31 [32] 33 34 ... 39   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

wataha-wilkow-nocy loups playyourstories evelon watahacemnejstrony