Tak mnie zainspirowaÂło tÂłumaczenie Asi, Âże od wczoraj szukaÂłam w necie tego fragmentu.Tomasz Mann "Czarodziejska GĂłra".
Bardzo chciaÂłam zamieÂściĂŚ tu ten cytat, bo moÂże nie wszyscy czytali, a warto.Jest trochĂŞ dÂługi.ale zwykle wypowiadam siĂŞ krĂłtko, wiĂŞc sobie pozwoliÂłam bo jest dla mnie bardzo waÂżny.
"ByÂła to po prostu pieϝ Szuberta „Lipa” zaczynajÂąca siĂŞ od znanych s³ów: „U studni tuÂż przed bramÂą”.
Tenor, œpiewaj¹cy pieœù przy akompaniamencie fortepianu, wykaza³ wiele artystycznego smaku i taktu, interpretuj¹c prosty a zarazem wznios³y utwór w sposób przemyœlany i subtelny i ze znajomoœci¹ recytacji.
Wiemy wszyscy, ¿e ta wspania³a pieœù w ustach dzieci i ludu brzmi nieco inaczej ni¿ w œpiewie artystycznym.
Tam doznaje ona przewaÂżnie uproszczenia, strofy powtarzajÂą tĂŞ samÂą zasadniczÂą melodiĂŞ.
Tymczasem u Szuberta owa ludowa linia melodyjna przechodzi juÂż w drugiej oÂśmiowierszowej zwrotce w tonacjĂŞ molowÂą, powraca niezwykle piĂŞknie do durowej na poczÂątku piÂątego wiersza, w nastĂŞpnych, w ktĂłrych mowa jest o podmuchu „zimnego wiatru” i zerwanym z gÂłowy kapeluszu, rozwiÂązuje siĂŞ dramatycznie i wraca do pierwotnej formy dopiero w ostatnich czterech wierszach trzeciej strofy, powtĂłrzonych dla peÂłniejszego rozwiniĂŞcia melodii.
ChwytajÂący za serce zwrot w melodii pojawia siĂŞ trzy razy, a mianowicie w drugiej, modulujÂącej poÂłowie pieÂśni, po raz trzeci juÂż przy powtĂłrzeniu ostatniej pó³strofy: „Dalekiej odtÂąd drogi”.
Ten czarujÂący zwrot, ktĂłrego nie prĂłbujemy sÂłowami okreÂśliĂŚ, przypada na fragmenty zdaĂą „Jam wyryÂł w korze jej”, „Jak gdyby woÂłaÂł mnie”, „Za sobÂą szmat juÂż mam”.
Jasny, ciepÂły, panujÂący nad oddechem i skÂłonny do lekkiego Âłkania gÂłos tenora oddawaÂł Ăłw moment z takim zrozumieniem jego piĂŞkna, Âże w niesÂłychany sposĂłb chwytaÂł sÂłuchacza za serce, a to tym bardziej, iÂż podnosiÂł efekt niezwykle uczuciowymi tonami falsetowymi przy wierszach: „W szczĂŞÂściu i w chwili zÂłej”, „Tu spokĂłj czeka ciĂŞ”.
PowtarzajÂąc zaÂś ostatni wiersz „ZnalazÂłbyÂś spokĂłj tam”, ÂśpiewaÂł wyraz „znalazÂłbyÂś” po raz pierwszy peÂłnÂą, jakby stĂŞsknionÂą piersiÂą, a po raz drugi dopiero jakby najdelikatniejszym flaÂżoletem.
Tyle o pieÂśni i jej wykonaniu.
Pochlebiamy sobie, ¿e w poprzednich wypadkach uda³o nam siê daÌ poniek¹d czytelnikom zrozumienie g³êbokiego zainteresowania, z jakim Hans Castorp odnosi³ siê do pewnych wybranych punktów programu swych nocnych koncertów.
Natomiast jest spraw¹ bardzo dra¿liw¹ wyjaœnienie, czym dlaù by³ punkt ostatni, owa stara pieœù o lipie; musimy siê zabraÌ do rzeczy z ca³¹ ostro¿noœci¹, aby nie zaciemniÌ jeszcze bardziej tego, co chcemy wyjaœniÌ.
Postawimy rzecz w ten sposĂłb: Przedmiot duchowy, to znaczy doniosÂły, wÂłaÂśnie dlatego jest „doniosÂły”, Âże wskazuje poza siebie i jest wyrazem i wykÂładnikiem czegoÂś duchowo ogĂłlniejszego, caÂłego Âświata uczuĂŚ i dyspozycyj, ktĂłrych jest mniej lub bardziej doskonaÂłym wyrazem; tym mierzy siĂŞ doniosÂłoœÌ przedmiotu.
Sama miÂłoœÌ do takiego przedmiotu rĂłwnieÂż jest „doniosÂła”.
MĂłwi bowiem wiele o czÂłowieku, ktĂłry jÂą odczuwa, okreÂśla stosunek jego do zagadnieĂą ogĂłlnych, do Âświata przez Ăłw przedmiot reprezentowanego — kto bowiem przedmiot ten ukochaÂł, ten Âświadomie czy nieÂświadomie kocha caÂły Ăłw Âświat duchowy.
Czy chcemy wierzyĂŚ, Âże nasz skromny bohater po wielu latach hermetyczno pedagogicznego wznoszenia siĂŞ w gĂłrĂŞ doœÌ g³êboko wnikn¹³ w Âżycie duchowe, by uÂświadomiĂŚ sobie „doniosÂłoœÌ” swego uczucia i jego przedmiotu?
Twierdzimy i utrzymujemy, Âże dorĂłsÂł do tego.
Pieœù ta by³a dlaù ca³ym œwiatem, i to œwiatem, który widocznie kocha³, bo w przeciwnym razie nie by³by go tak opêta³ symbol tego œwiata.
Wiemy, co mĂłwimy dodajÂąc — choĂŚ moÂże nie wyda siĂŞ to zbyt jasne — iÂż gdyby umysÂł jego nie byÂł podatny na dziaÂłanie uczuĂŚ i caÂłej postawy duchowej, w tkliwy a tajemniczy sposĂłb streszczonych przez owÂą pieϝ, to inaczej uksztaÂłtowaÂłyby siĂŞ koleje jego losu.
Ale los przyniĂłsÂł z sobÂą nasilenia i przygody, otworzyÂł nowe horyzonty, narzuciÂł problemy krĂłlowania, dziĂŞki ktĂłrym bohater nasz dojrzaÂł i staÂł siĂŞ zdolny do krytyki swego umiÂłowanego Âświata i jego symbolu, skÂądinÂąd tak godnego podziwu — a krytyka ta postawiÂła pod znakiem zapytania caÂły ten Âświat, jego symbol i miÂłoœÌ do niego.
Kto by sÂądziÂł, Âże podobne zwÂątpienia ujmĂŞ przynoszÂą miÂłoÂści, daÂłby dowĂłd, Âże na jej sprawach zupeÂłnie siĂŞ nie zna.
WrĂŞcz przeciwnie, nadajÂą jej one wÂłaÂściwy smak.
To dopiero zw¹tpienie robi z mi³oœci namiêtnoœÌ, tak i¿ mo¿na namiêtnoœÌ wrêcz nazwaÌ w¹tpi¹c¹ mi³oœci¹.
Na czym¿e polega³y skrupu³y i zwi¹zane z królowaniem w¹tpliwoœci Hansa Castorpa, czy mi³oœÌ jego ku czarownej pieœni i jej œwiatu jest w wy¿szym s³owa znaczeniu mi³oœci¹ dozwolon¹?
JakiÂż to Âświat kryÂł siĂŞ poza niÂą, ktĂłry w jego poczuciu byÂł krajem wzbronionej miÂłoÂści?
ByÂła to ÂśmierĂŚ.
Ale¿ to wyraŸny ob³êd!
Przecie¿ to czaruj¹ca pieœù!
Arcydzie³o zrodzone z ostatecznych i najœwiêtszych g³êbin ducha ludu!
NajwyÂższe dobro, prawzĂłr uczucia, ucieleÂśniony wdziĂŞk!
Wiêc có¿ za szkaradne oszczerstwo!
Ano tak, tak, bardzo Âładnie, tak powie kaÂżdy uczciiwy czÂłowiek.
A jednak poza owym peÂłnym wdziĂŞku utworem kryÂła siĂŞ ÂśmierĂŚ!
Hans Castorp utrzymywaÂł zwiÂązki ze ÂśmierciÂą, w ktĂłrych moÂżna byÂło znajdowaĂŚ upodobanie, zdajÂąc sobie jednakÂże w formie przeczuĂŚ i dociekaĂą przy krĂłlowaniu sprawĂŞ, Âże jest to upodobanie niedozwolone.
Samo przez siê, w swej pierwotnej istocie nie by³o to wcale upodobaniem do œmierci, mia³o w sobie coœ bardzo ludowego i pe³nego ¿ycia, a przecie stawa³o siê upodobaniem do œmierci, i choÌ w swych zacz¹tkach by³o czyst¹ zbo¿noœci¹ i g³êbsz¹ myœl¹ (temu nikt nie przeczy), to jednak prowadzi³o do ciemnoœci.
Có¿ on sobie znów wmawia?
— Nikt by go jednak nie przekonaÂł, Âże jest inaczej.
Prowadzi do ciemnoÂści?
ToÂż to duch siepaczy z kaÂźni tortur i nienawiœÌ do ludzi, odziana w hiszpaĂąskÂą czerĂą i kryzĂŞ w ksztaÂłcie talerza, rozpusta, a nie miÂłoœÌ — jako wynik szczerej zboÂżnoÂści.
Hans Castorp nie uwaÂżaÂł wprawdzie literata Settembriniego za czÂłowieka bezwzglĂŞdnie zasÂługujÂącego na zaufanie, jednakÂże zapamiĂŞtaÂł dobrze jednÂą z nauk, ktĂłrej mu jasno myÂślÂący mentor u poczÂątkĂłw jego hermetycznej kariery udzieliÂł niegdyÂś, mĂłwiÂąc o chĂŞci powrotu, duchowego powrotu do pewnego Âświata.
Naukê tê pragn¹³ zastosowaÌ ostro¿nie do swej obecnej sprawy.
Pan Settembrini nazwaÂł owÂą chĂŞĂŚ powrotu „chorobÂą” — zarĂłwno sam poglÂąd na Âświat, jak i epoka, ktĂłrej ta chĂŞĂŚ dotyczy, musiaÂły z jego wychowawczego punktu widzenia wydawaĂŚ siĂŞ „chorobliwymi”.
JakÂżeÂż to!
PeÂłna tĂŞsknoty pieϝ Hansa Castorpa, uczucia, ktĂłre wyraÂżaÂła, i upodobanie, ktĂłre budziÂła — miaÂły byĂŚ chorobliwe?
AleÂż nie!
ByÂły najzdrowsze w Âświecie.
A jednak byÂły owocem, ktĂłry w tej chwili jest zdrowy, wonny i ÂświeÂży, ale w chwili nastĂŞpnej zacznie gniĂŚ; spoÂżyty w odpowiednim momencie — krzepiÂł umysÂł, ale gdy moment Ăłw min¹³, pozostawiaÂł w ustach spoÂżywajÂącej go ludzkoÂści posmak zgnilizny i zniszczenia.
ByÂł owocem Âżycia zrodzonym przez ÂśmierĂŚ i ÂśmierciÂą brzemiennym.
ByÂł cudem ducha — najwyÂższym moÂże, jeÂśli chodzi tylko o piĂŞkno, nie liczÂące siĂŞ z sumieniem; natomiast z uzasadnionÂą nieufnoÂściÂą odnosiĂŚ siĂŞ doĂą musi umysÂł odpowiedzialny, Âżyczliwy dla Âżycia, chcÂący mieĂŚ udziaÂł w kierowaniu nim, przywiÂązany do organicznego Âświata i gotowy do przezwyciĂŞÂżenia samego siebie, jeÂśli tak ostatecznie postanowi jego sumienie.
Tak, przezwyciĂŞÂżenie samego siebie, ono bodaj stanowi istotĂŞ przezwyciĂŞÂżenia owej miÂłoÂści — owego duchowego czaru z posĂŞpnymi konsekwencjami!
Ale myÂśli Hansa Castorpa, czy raczej pó³myÂśli i pó³uczucia, biegÂły wysoko, gdy on sam siedziaÂł samotnie do póŸna w nocy obok ÂśpiewajÂącej trumny — siĂŞgaÂły bliÂżej, niÂż mĂłgÂł pod¹¿yĂŚ jego umysÂł, rosÂły jak w rĂŞkach alchemika.
Jak potĂŞÂżny byÂł Ăłw czar duchowy!
Wszyscy byliœmy jego synami i s³u¿¹c mu mogliœmy wiele dokonaÌ na ziemi.
Nie trzeba byÂło wiĂŞcej geniuszu, lecz tylko o wiele wiĂŞcej talentu, niÂż miaÂł autor pieÂśni, by staĂŚ siĂŞ czarodziejem, daĂŚ pieÂśni ksztaÂłty olbrzymie i podbiĂŚ niÂą Âświat.
MoÂżna by na niej zapewne paĂąstwa budowaĂŚ, ziemskie, nazbyt ziemskie paĂąstwa, krzepkie, d¹¿¹ce ku postĂŞpowi i bynajmniej nie chorujÂące na nostalgiĂŞ — ale pieϝ zmarniaÂłaby w nich i zeszÂłaby do rzĂŞdu elektrycznej, gramofonowej muzyki.
A najlepszym owego czaru synem byÂłby zapewne ten, kto by Âżycie swe strawiÂł na jego przezwyciĂŞÂżaniu i umarÂł z wyrazem nowej, nie wypowiedzianej jeszcze miÂłoÂści na ustach.
Warto umrzeÌ za tê czarown¹ pieœù!
Ale kto za niÂą umiera, ten umiera juÂż wÂłaÂściwie nie za niÂą i staje siĂŞ bohaterem, bo umiera w gruncie rzeczy za nowe sÂłowo miÂłoÂści i przyszÂłoÂści, zrodzone w jego sercu."
Do posÂłuchania zapraszam na SchubertiadĂŞ
