Kurier Szafarski
 
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Forum miłośników muzyki Fryderyka Chopina
 
Strony: [1] 2   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: FILHARMONIA POMORSKA  (Przeczytany 8955 razy)
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« : Listopad 25, 2011, 23:39:23 »

Jutro, 26. listopada wybieram się na koncert reklamowany jako "Duet wirtuozów"Uśmiech

Występują:

Ekaterina Frolova, skrzypce (Rosja) – pochodzi z Sankt Petersburga, zdobyła nagrodę specjalną w Konkursie Czajkowskiego w 2002r, wygrała też kilka konkursów. Oto próbka jej gry w koncercie Brahmsa:
http://www.youtube.com/watch?v=6CA-dsT5DPA&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=J73OKHbwOzY
 
Vesselin Stanev, fortepian (Bułgaria)
Studiował u Baszkirowa, zdobył wyróżnienie w Konkursie Czajkowskiego. Podobno wspaniały wykonawca muzyki romantycznej. Nagrał utwory Schumanna, wszystkie etiudy Chopina i Etiudy transcendentalne Liszta:
http://www.youtube.com/watch?v=PirsMfL0yZY&feature=related

W ich wykonaniu niezmiernie zachęcający program:
Schumann - Fantazje na fortepian i skrzypce op. 73
Beethoven - Sonata na fortepian i skrzypce A-dur op. 47 "Kreutzerowska"
Brahms - Sonata na fortepian i skrzypce nr 3 d-moll op.108
Ravel - Rapsodia koncertowa na skrzypce i fortepian "Cyganka"

Myślę, że będzie ciekawie:) Oczywiście zdam relację ze swoich wrażeń.
Zapisane
Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #1 : Listopad 26, 2011, 01:03:32 »

Bardzo się cieszę z tego wątku, unsere Dichterin. Mam nadzieję, że jeszcze częściej będę mógł zachwycać się Twoimi pięknymi recenzjami, pełnymi wrażeń, emocji, muzycznych analiz itd.  Mrugnięcie

A koncertu bardzo zazdroszczę - takie Perlen jak Kreutzerowska czy III Sonata Brahmsa poruszają nasze najgłębsze struny...
Życzę Ci tego, Asiu.  Mrugnięcie
Zapisane

Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : Listopad 27, 2011, 00:07:28 »

Dzięki, Patrizio:) Jeszcze jestem pod wrażeniem tej pięknej muzyki, jeszcze mi śpiewa w uszach i w sercu - opiszę to jeszcze choćby w zarysie dziś, na ile czasu starczy, i jutro opowiem Uśmiech
Zapisane
Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #3 : Listopad 28, 2011, 00:03:36 »

Czekamy zatem...  Zwłaszcza na doznania po Andante - Wariacjach z Wielkiej Sonaty A-dur.  Chichot
Zapisane

Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #4 : Grudzień 04, 2011, 00:44:41 »

Zapowiedź odnośnie "jutra" okazała się cokolwiek optymistyczna:) Proza życia nie zawsze sprzyja twórczości, także prozatorskiej  Chichot Jednak powoli, w bólach, mimo piętrzących się przeciwności, kształt recenzji krystalizuje się - już niemal gotowa...
Zapisane
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #5 : Grudzień 04, 2011, 01:29:00 »

A zatem gotowe... wybaczcie,  jeśli nie do końca doszlifowane, bo pisane było bez tej swobody, jaką daje dostatek wolnego czasu:)
Jest więc sobota, 26 listopada.
Na dworze jesienna szaruga, porywiste uderzenia wichru – nastrój iście beethovenowsko-romantyczny. A w gmachu filharmonii, który jak zwykle, rozświetlony, zaprasza już z daleka poprzez szarpane wiatrem drzewa w parku, cicho i jasno, i w powietrzu unosi się już zapowiedź muzyki:) Muzyki, która będzie dziś naprawdę wspaniała, co zapowiadał już wcześniej nasz lokalny Express,  zachęcająco aczkolwiek tajemniczo ogłaszając, iż artyści „wykonają w duecie utwory takich kompozytorów, jak Schumann, Beethoven czy Ravel”.Uśmiech I oto już ów duet na scenie  – Katia Frołowa – uśmiechnięta, złotowłosa, cała jasna jak promyk letniego światła i sympatyczny, także w uśmiechach, Weselin (czyż mając takie imię można być smutnym?Uśmiech) Stanew. I przed nami przecudnie romantyczny koncert.

Zatem najpierw – Schumann. Fantasiestucke op. 73. Już samo połączenie tych dwóch słów – Schumann i Fantazja, mogą słuchaczowi wyobrażenie o tym, czego doświadczy. Utwór piękny, momentami rozmarzony i pełen ciepła, a jednocześnie bardzo też energetyczny. Schumann pisał go w Dreźnie ogarniętym wówczas rewolucyjną gorączką Wiosny Ludów. Stąd może zakończenie o takim tytule, jak Rasch und mit Feuer – gwałtownie i z ogniem. Być może w tym ogniu dźwięków, w gorących emocjach, odbijają się echa tamtych niespokojnych dni...
Pierwotnie przeznaczona na wiolonczelę, fantazja na w wersji na skrzypce prezentuje się równie wspaniale. Daję się prowadzić jej melodii, choć czuję w głębi serca, że skrzypaczka może jeszcze się nie rozgrzała, że nie do końca mnie jeszcze porywa swoją grą. Cóż, znając repertuar, można się domyślać, że fantazja jest właśnie rozgrzewką, wstępem mającym wprowadzić nas w nastrój odpowiedni do spotkania większych romantycznych form.
http://www.youtube.com/watch?v=2MOWcRVfY6k

Bowiem następny utwór to dzieło o równie pięknym blasku, a o większej mocy. Sonata A-dur op. 47 Beethovena zwana „Kreutzerowską” , choć powinna zwać się Bridgetowerowską, bo przecież Kreutzer nigdy jej w końcu nie zagrał.  Bridgetower, nadworny skrzypek księcia Walii, robiący furorę swoja grą i egzotyczną urodą, urodził się podobno w Polsce, być może nawet matka jego była Polką. Zatem w pewnym stopniu nasz kraj ma swój udział w powstaniu tego wspaniałego utworu.Uśmiech To dla Bridgetowera Beethoven napisał to świetne dzieło, zauroczony jego grą, w pośpiechu, doklejając do powstających w rekordowym tempie dwóch części wcześniej w innym celu napisany finał. I z nim razem sonatę wykonał osiągając wielki sukces. Beethoven spontanicznie napisał na autografie dedykację: „Sonata mulattica” – skomponowana „per il Mulatto Brischdauer (sic!), garn pazzo e compositore mulattico”, jednak oddając utwór do druku, ostatecznie poświęcił go Kreutzerowi. Czy chciał zaskarbić sobie jego sympatię? A Kreutzer, jak się okazało, wcale nie przejął się scedowaną na niego dedykacją... cóż, chyba nie warto było...

Wielka Sonata zabrzmiała już w moich uszach i sercu pełnym głosem. Wydawało się, że skrzypaczka rozgrzewała się nadal w trakcie jej wykonywania, słychać było że skrzypce brzmią coraz potężniej, coraz bardziej swobodnie. Andante con Variazioni w F-dur (oho, zaczynam bezwiednie brać przykład z mego muzycznego mistrza Mrugnięcie) - cóż mogę o nim rzec, z pozycji jedynie czystego, niezmąconego zachwytu, nie mogąc dać profesjonalnej analizy? Tylko tyle, że lśni – w moich uszach – Mozartowskim światłem:) Słyszę go tam... W tym pięknym temacie, ale i w perlistych modulacjach wariacji, w tej niezrównnej szlachetności... To właściwie starcza za wszystko... A wspaniałe, pełne blasku finałowe Presto buchnęło całym bogactwem dźwięku i ekspresji. Zaparło dech w piersi, wbiło w fotel, pozostawiło w stanie jakże miłej ekstazy....
http://www.youtube.com/watch?v=J1vUruDq0Wc&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=tBt5LdVemsk
http://www.youtube.com/watch?v=MI2UqyjP5xE&feature=related

Cóż, już tego ładunku starczyłoby na osobny koncert. I może taki powinien być jego finał? Czyż wiele utworów może przebić wrażeniem, mocą doskonałość  sonaty A-dur? A jednak … musiało starczyć przerwy, aby ochłonąć i przygotować się na dalsze wrażenia. I okazało się, że tego wieczoru ostatecznie równie głębokie wrażenie wywarła na mnie zagrana po przerwie sonata d-moll Brahmsa. Brahms, lekceważony przez wielu mu współczesnych, uważany za staroświeckiego, jednak kochany przez Schumanna; Schumanna, który kochał także Chopina...
Nietypowe, czteroczęściowe dzieło, niemal symfonia. Pisana w idyllicznej scenerii, ma w sobie ogromny ładunek piękna i wirtuozerii. Pierwsza część – zachwycająca, z niezwykle fascynującym rytmem. Zamyślone Adagio, sentymentalne Scherzo, pełne liryzmu i piękna, kwintesencja romantyzmu. I Presto agitato –  monumentalne, pełne ognia. Skrzypce już brzmiały cały czas tak, jakby ich brzmienie wypływało prosto z serca. Pełne uczucia, wyrazu, namiętności. Porwały mnie od początku, oczarowały, wycisnęły łzy z oczu. I ten hipnotyzujący motyw ostatniej części sonaty towarzyszył mi jeszcze w drodze powrotnej do domu, i później...Uśmiech
http://www.youtube.com/watch?feature=iv&annotation_id=annotation_26315&src_vid=cUvg1duUKZU&v=Ge_nUBmPnGk

Choć na zakończenie uczty otrzymaliśmy jeszcze porcję muzycznego deseru. Utwór, który Ravel napisał na cześć węgierskiej skrzypaczki – Rapsodia koncertowa „Cyganka”. Fantastyczny miks tęsknych melodii i ognistych rytmów, przeplatających się w dialogu fortepianu i skrzypiec, tworzący wspaniałą, iskrzącą się temperamentem i barwami arabeskę.
A na koniec oczarowana publiczność wyegzekwowała od zmęczonych już nieco artystów jeszcze jeden zachwycający bis – Melodię  Czajkowskiego. I już naprawdę trzeba było iść do domu...

Droga powrotna nie była już drogą przez słotę i wiatr – była radosną ścieżką oświetlaną blaskiem piękna, piękna grającego w duszy jasną melodię skrzypiec i szklanych dzwoneczków klawiszy...


Zapisane
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #6 : Grudzień 04, 2011, 01:30:59 »

A za dni kilka zapewne przekażę Wam jak najwierniej wszelkie uniesienia związane z wczorajszym wysłuchaniem na żywo jednego z naszych faworytów na konkursie Wieniawskiego - wspaniałego Kulibajewa:)
Zapisane
chingate
Gość
« Odpowiedz #7 : Grudzień 04, 2011, 11:48:43 »

Dziękuję Pani, Szanowna Aleksias, za tę poetycką relację z koncertu:) Wzbudziła Pani we mnie głęboką nostalgię, bardzo bowiem kocham Bydgoszcz i Filharmonię, w której spędziłem wiele godzin mego życia i miałem okazję słuchać wspaniałych artystów z całego świata. Siedzę teraz na zesłaniu na malutkiej wyspie na oceanie i dzięki Pani wspominam sobie drogę z Filharmonii, na skróty przez park, podle starej fontanny "Potop", z której jeno basen i rybki się ostały, bo statuę Niemcy pocięli na armaty, dalej ulicą Chodkiewicza, obok domu, w którym w latach 20 mieszkał Janusz Meissner, znany pisarz i pilot etc etc, und zoł wajta und zoł wajta. Kiedym dzieckiem był, pomnę, iż w Filharmonii często koncerty dawał japoński dyrygent, bodajże Takao Ukigaya, bardzo lubiany przez bydgoską publiczność. Po jego wykonaniu "Obrazków z wystawy" Mussorgskiego brawa nie mogły ucichnąć, orkiestra najpierw bisowała fragmenty "Obrazków", potem "Noc na Łysej Górze", potem jeszcze różne inne kawałki innych kompozytorów i koncert trwał całymi godzinami:) Przepraszam, że offtopuję, ale tak mnie wzięło na wspomnienia z samego rana.
Zapisane
Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #8 : Grudzień 04, 2011, 15:34:51 »

Piękna, przebogata w emocje relacja, zachwycasz, Asiu, kolejny raz. Sonata mulattica per il Mulatto Brischdauer wywiera zawsze piorunujące wrażenie - każdym taktem, każdą frazą, każdym tematem składającym się na ten ogromny dźwiękowy konstrukt. Trwające ponad kwadrans wariacje zdają się ciągnąć w nieskończoność - stają się niejako odbiciem wieczności beethovenowskiego geniuszu. Ostatnią sonatą Brahmsa też już się kiedyś zachwycałem na forum. Finał-tarantella, Un poco presto (III cz.) itd... to przykłady kameralistyki potężnej, bardzo ekspresyjnej. Piękny łuk: kameralny Beethoven - kameralny Brahms. Wsłuchawszy się w tą muzyczną syntezę można nieomal w pełni zrozumieć, czym był w dziejach muzyki XIX-wiecznej Romantyzm.
Czekam na opis koncertu Kulibajewa...!  Mrugnięcie
Zapisane

fille007
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 845


Zobacz profil
« Odpowiedz #9 : Grudzień 04, 2011, 23:06:45 »

Asiu Uśmiech ja też nie mogę się doczekać Twojej wspaniałej (comme d'habitude) relacji z występu "naszego" Erzhana  Uśmiech
Zapisane

Amo la musica sopra tutte le arti
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #10 : Marzec 23, 2012, 00:37:18 »

Kochani, wiem, że zalegam z recenzją czarodzieja ze stepów:) A tu czasu wciąż było niewiele, i póki co najpierw chciałabym podzielić się z Wami wrażeniami z najświeższego przeżycia.
W piątek wreszcie po dłuższej przerwie znów zawitałam z radością w progi naszej filharmonii.
Już drugi raz zawitał do nas nestor litewskich dyrygentów, Juozas Domarkas. Ponieważ pamiętałam jeszcze, jakie wrażenie zrobiła na mnie jego pierwsza wizyta, naturalnie pospieszyłam i na ten koncert.
A koncert był melodyjny i romantyczny. Najpierw, słuchając muzycznego pomnika wzniesionego przez Musorgskiego pamięci nieodżałowanego przyjaciela, przespacerowaliśmy się wirtualnie po wystawie obrazów Viktora Hartmanna. Uwielbiam Stary zamek:)
Przy okazji - po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć chociaż część dzieł Hartmanna, choć niewiele z nich ocalało - na klipach na YT.
http://www.youtube.com/watch?v=2IB_TbGVOLE&feature=fvsr

Potem już całkowicie ogarnęło mnie romantyczne oczarowanie, bo popłynęłam w tańcu w rytm suity baletowej Czajkowskiego. Muzyka z Jeziora Łabędziego, symbolu zwiewności i subtelnego piękna, ma to do siebie, że nie potrzeba jej właściwie widoku tańczących balerin w śnieżnych tiulach. Ona ma taniec w samej swojej istocie, radosne lub rozmarzone wirowanie, delikatne unoszenie się w powietrzu, jak lot ptaków, jak szybowanie liści. Ta suita to z kolei pamiątka rodzinnych uczuć - ponoć kompozytor bawił się figurkami drewnianych łabędzi z dziećmi jakichś swoich krewniaków i ta zabawa poddała mu pomysł napisania poświęconemu ich dzieła, chyba najsłynniejszego baletu świata, ale i cudnej muzyki samej w sobie.

A na zakończenie Liszt, który zawsze już kojarzy mi się ze zjazdem w Dusznikach, który był dla mnie, poza innymi wrażeniami, czasem wielkiego okrycia jego muzyki Uśmiech Preludia, jeden z poematów symfonicznych, formy, której był autorem, inspirowany przez "Les Préludes" z tomu "Nouvelles méditations poétiques" francuskiego poety Lamartine'a, który rozpoczął we Francji epokę romantyzmu, na kilka lat przed tym, jak z kolei Ballady i Romanse Mickiewicza zainaugurowały ją w Polsce Uśmiech
Do utworu kompozytor dołączył następujący tekst:
Czyż życie nie jest szeregiem preludiów do owej nieznanej pieśni, której pierwszą wzniosłą nutę intonuje śmierć? Miłość jest świetlistą jest świetlaną jutrzenką każdego serca. Lecz komuż dane było uniknąć zniszczenia pierwszych rozkoszy szczęścia przez huczącą burzę, która zimnym oddechem rozpędza jego piękne iluzje i śmiertelnym gromem niszczy jego ołtarz nadziei a któraż najgłębiej zraniona dusza nie chciałaby po takich wstrząsach pieścić swych wspomnień w miłym zaciszu wiejskiego życia? Ale mąż nie zniesie długo przyjemnego spokoju wśród kojących nastrojów przyrody i gdy zabrzmi bojowy sygnał surm, pospieszy na niebezpieczny posterunek, by w zgiełku zyskać pełną świadomość siebie samego i swojej siły.
I tak właśnie mniej więcej brzmią owe Preludia Uśmiech
Ale należy przecież wspomnieć coś o głównym bohaterze wieczoru. Maestro Domarkas przypomina hobbita  Chichot Nieduży, przysadzisty, o białych kędzierzawych włosach i rumianej twarzy, kojarzy się żywo z obrazem Bilbo Bagginsa. I idąc przez scenę poruszał się powoli, jak ów Bilbo, gdy nie miał już w sobie zbyt wiele siły. Natomiast, gdy doszedł już do swego pulpitu, nagle jakby wstąpiły w niego owe siły w ilości większej, niż wystarczyłoby niejednemu dużo młodszemu artyście mierzącemu się z tym zadaniem. Dyrygował całym sobą; niemal tańczył przed orkiestrą, rękami wymachując więcej niż samą batutą;  i zdarzyło mu się nawet dyrygować niczym Wolfi w finale Uprowadzenia z Seraju (pewnie pamiętacie ten moment z Amadeusza Chichot ). Po czym po ukończeniu utworu znów zstępował powolutku ze sceny niczym zmęczony staruszek, w dodatku na koniec biorąc pod rękę młodą skrzypaczkę, aby się na niej oprzeć po drodze Uśmiech
Natomiast efekt tego przypływu energii był taki, że nasza nieskora do wybuchów entuzjazmu publiczność (którą też często określam, jako hobbitów Mrugnięcie) zgotowała mu gromkie standing ovation i długo kazała powracać Uśmiech Osobiście myślę, że mogę z czystym sumieniem polecić Maestro Domarkasa waszej uwadze. Muzyce, samej w sobie rzecz jasna pięknej, nadał wspaniałej mocy i wyrazu i sprawił, że wieczór spędzony z nim był w całym tego słowa znaczeniu wielkim romantycznym wydarzeniem Uśmiech

Zapisane
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #11 : Kwiecień 01, 2012, 00:12:28 »

Wczoraj wieczorem czekał mnie koncert aż trojga skrzypków. Zatytułowany był "Mistrz i uczennice". Roman Lasocki, jeden z najlepszych polskich skrzypków, uczeń m.in. samego Szerynga, przywiózł ze sobą dwie uczennice - jedną swoją - Małgorzatę Wasiucionek. I drugą - Annę Maleszę, z klasy Marcina Baranowskiego.
Był to koncert szczególny - w hołdzie zmarłej niedawno profesor Jadwigi Kaliszewskiej - skrzypaczki i pedagoga, profesor Poznańskiej Akademii Muzycznej, która wykształciła kilka pokoleń wiolinistów, m.in. Bartłomieja Nizioła czy Bartosza Bryłę.
Na początek sam pan Lasocki wygłosił słowo wstępne w zastępstwie czyniącej to zazwyczaj prowadzącej. Lasocki wspominał zmarłą profesor Kaliszewską, jej dokonania, podkreślał ważność istnienia swego rodzaju dynastii muzycznych - jak w przypadku profesor Kaliszewskiej, która sama uczyła się u wybitnej pedagog Eugenii Umińskiej, a wychowała z kolei Marcina Baranowskiego, który jest nauczycielem Anny Maleszy. Takie duchowe dynastie przenoszą w czasie szlachetność i piękno, sztukę wysokich lotów.
Zresztą cała przemowa była warta wysłuchania. Profesor jest erudytą i gawędziarzem w starym, waldorffowskim stylu Uśmiech Używa nawet ulubionego słowa pana Jerzego - słynnego "aliści"  Uśmiech

Uczciliśmy wszyscy pamięć pani profesor minutą ciszy, a następnie Lasocki wykonał Partitę Lutosławskiego na skrzypce i orkiestrę (BTW, ponoć jego wykonanie tego utworu bywa uznawane za wzorcowe). Tak jak sobie życzył, nie było oklasków. Zszedł ze sceny w pełnej skupienia ciszy.
Utwór był przejmujący, nie wiem czy z racji poświęcenia go zmarłej, zdawał się być faktycznie rodzajem elegii, wręcz słychać było w nim chwilami żałobne dzwony. W każdym razie jeden z nielicznych jeszcze dwudziestowiecznych utworów, przy których płakałam. Który autentycznie dotarł do mnie i głęboko poruszył.

Potem atmosfera zelżała już nieco i w mniej smutnym nastroju wysłuchaliśmy koncertu D-dur op. 77 Brahmsa w wykonaniu Małgorzaty Wasiucionek, którą zapewne niektórzy z nas pamiętają z Konkursu Wieniawskiego. Początek nie wydał mi się zbyt imponujący. Drobna, niemal filigranowa, o włosach i sukni w podobnych tonach starego złota, uśmiechająca się nieśmiało, grała z początku w moim odczuciu zbyt mało emocjonalnie, z jakby trochę szkolną dbałością o technikę, zamiast artystycznego zacięcia. Rozkręciła się w kadencji, i Adagio grała już słodkim, pełnym dźwiękiem, ostatnia część też miała w sobie iskrę, choć może nie był to jeszcze płomień. Jednak ogólnie wykonanie bardzo się podobało.
A po przerwie wyszła na scenę Anna Malesza - postawna blondynka o ujmującym uśmiechu. Wyszła, aby zaprezentować nam koncert D-dur Czajkowskiego. I od
pierwszych taktów (ach, te wspaniałe pierwsze takty - ta urzekająca melodia, od pierwszych nut rozpościerająca się szeroko przed nami, niczym zachwycający, rozległy pejzaż Uśmiech Melodia, która niczym iskrzący się w słońcu strumyk unosi się i opada w cudnych modulacjach, by wreszcie wybuchnąć pełnym, triumfalnym brzmieniem, zmieniając się w rzekę, potem rozpaść się znowu na szereg pojedynczych nutek, jak rzeka spadająca wodospadem w dół rozbija się na szereg drobnych kropelek, i ostatecznie z nową siłą pożeglować do finału, wypływając na pełne morze Uśmiech), od początku zachwyciła perfekcyjnym wykonaniem. Pełnym werwy ale i poetyckości, oddającym subtelne piękno tej muzyki.
Brawa długo nie milkły; i skłoniły wreszcie wykonawczynię do bisu.
Bis zaś był skrawkiem czystego, niebiańskiego piękna:) Nie miałam pojęcia, co to jest, pomyślałam tylko, że to jakoś każe mi myśleć o Bachu, choć nie kojarzyłam sobie Bacha ze skrzypcami:) W każdym razie moja dusza, falująca już dawno radośnie do taktu cudnych koncertowych fraz, na głos tej muzyki rozpostarła skrzydełka, zatrzepotała nimi w ekstazie, i lekko poszybowała w jakąś nieskończoną, gwiaździstą przestrzeń...
Koncert się skończył, a ja i osoba siedząca obok siedziałyśmy jeszcze na miejscach. Spojrzałyśmy na siebie, wymieniłyśmy uśmiechy, trochę błogie, trochę zawstydzone, z oczami pełnymi łez. Zgodziłyśmy się, że trudno od razu wrócić do rzeczywistości po takim przeżyciu. "Nie było mnie tu", powiedziała.Uśmiech "Byłam gdzie indziej" :)Jako że moje odczucia były podobne, wymieniłyśmy także doświadczenia uniesienia do "innego wymiaru", oraz generalną konkluzję, że "warto żyć dla takich chwil"Uśmiech I żal z powodu niewiedzy, czym był ten bis, który ostatecznie pchnął nas w gwiazdy Uśmiech Po czym popędziłam za kulisy, aby się tego dowiedzieć:))
I już wiem:) I wysłuchane na YT jest to bodaj równie piękne, choć brak mu tej mocy bezpośredniego kontaktu, który potrafi działać tak... wręcz hipnotyzująco.Uśmiech

"Pani Anno, co grała pani na bis? To było niesamowicie piękne. Co to było?"
"Sarabanda z drugiej Partity" - powiedziała, uśmiechając się, pani Anna. A pan stojący obok niej dodał: "Bach"Uśmiech
(No tak, oczywiście, że Bach:) To musiał być Bach:) Od razu czułam, że to Bach:))
Sarabanda z drugiej Partity. Zapamiętam Uśmiech

http://www.youtube.com/watch?v=019RbXTmMOg

Zapisane
Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #12 : Kwiecień 01, 2012, 23:33:04 »

Ha, Asiu, bo ja, cosik na temat bydgoskiego, skrzypcowego koncertu wiedziałem już przed zamieszczeniem tej recenzji...  Duży uśmiech

Dziękujemy za piękne słowa, w Bacha znów się wsłuchamy, a pani Annie koniecznie trzeba się przyjrzeć bliżej.  Duży uśmiech

Czy raczej wsłuchać.
Zapisane

p.Joanna
Użytkownik
**
Offline Offline

Wiadomości: 90


Zobacz profil
« Odpowiedz #13 : Kwiecień 02, 2012, 21:05:53 »

Dzięki Asiu za piękną relację. Cieszy mnie tym bardziej, że wysłuchałam ostatnio audycji o Profesor Kaliszewskiej w Dwójce i ze wspomnień, między innymi profesora Lasockiego (rzeczywiście  cudowny gawędziarz), wyłonił się obraz , mądrej i szlachej kobiety, wspaniałego pedagoga. Niezwykle budujące są w tym kontekście rozważania o muzyczno – duchowych  dynastiach przenoszących w czasie szlachetność i piękno.
Partita rzeczywiście wspaniała.
Zapisane
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #14 : Marzec 02, 2013, 23:41:30 »

Stwierdziłam, że wypada się pochwalić sukcesem naszej orkiestry:)

Dziś mija miesiąc od dnia, w którym orkiestra Filharmonii Pomorskiej miała zaszczyt wystąpić w wiedeńskiej Musikverein:)
Bydgoszczanie zaprezentowali wiedeńczykom uwerturę do Halki, Szeherezadę Rimskiego-Korsakowa i II koncert fortepianowy Beethovena.
Przedtem dla rozgrzewki ten sam repertuar zaprezentowali przed naszą publicznością. Wypadło świetnie, ale jednak czekało się niecierpliwie na wieści z Wiednia - czy nasz zespół spełni oczekiwania wybrednej światowej publiczności? Przyznam, że rezultat przerósł nawet moje oczekiwania:) Miałam nadzieję, że bydgoszczanie się spodobają - okazało się, że podbili serca Austriaków:))

http://www.express.bydgoski.pl/look/article.tpl?IdLanguage=17&IdPublication=2&NrIssue=2367&NrSection=110&NrArticle=237817&IdTag=1769
Zapisane
Strony: [1] 2   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

rrp307 black-flag pegasus ndl stadoterra