Kurier Szafarski

Działy forum => O wszystkim i o niczym => Wątek zaczęty przez: Mozart Grudzień 04, 2011, 23:42:14



Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Mozart Grudzień 04, 2011, 23:42:14
Śmierć celem życia? Szkoda nawet czasu, by to komentować. Z całą pewnością, głupota Mozarta w dziedzinie eschatologii miała swe źródło w jego herezji. Przypomnę- Mozart był masonem.

Nie mogę się z tym w pełni zgodzić. Mozart uważany jest przez wielu badaczy za jednego z najgłębiej wierzących kompozytorów. To, że należał do loży masońskiej nie przeszkadzało mu w uczęszczaniu na katolickie nabożeństwa we Wiedniu czy w Baden. W okresie salzburskim, jak wiadomo, stworzył ogromną liczbę dzieł kościelnych - później faktycznie znacznie mniej - ale w świetle znanych nam dziś faktów [rozwinę temat później] - nie można nazwać go heretykiem, agnostykiem itp. Mozart zawsze podkreślał swe przywiązanie do wiary katolickiej, wpojonej mu przez bardzo konserwatywnego w sprawach religii Leopolda - który zresztą sam zapisał się do loży podczas wiedeńskich odwiedzin syna!
Cóż, trzeba na to spojrzeć w kontekście realiów oświeceniowych, w których dopatrujemy się (skądinąd słusznie) wielu sprzeczności.

To ówczesny, XVIII-wieczny Kościół ogłosił Mozarta masonem-heretykiem - wiedeńska Katedra odmówiła przecież pełnej ceremonii pogrzebowej. Dziś jest inaczej - w noc śmierci 4/5 XII w wielu światyniach Europy odprawiane są łacińskie Msze żałobne za jego duszę, których mistycyzm wzmaga odgrywane wówczas niedokończone Requiem...

Mozartowska eschatologia jest - moim zdaniem - niezmiernie ciekawa, także w aspekcie filozoficznym...  Takie listy jak ten do Lorenzo da Ponte czy Leopolda Mozarta z 1787 r. (przełożony przez Kasię - ze słynnym stwierdzeniem mit diesem wahren, besten Freund des Menschen - Śmierć jako najlepsza przyjaciółka człowieka), ale również ten napisany do ojca i Abbate Bullingera po śmierci matki w Paryżu (pisałem o tym ileś ileś postów temu  ;)) - pokazują niezwykłą dojrzałość tego człowieka, istniejacego niestety w umysłach wielu ludzi jako bawidamek, roztrwaniacz pieniędzy, wieczny imprezowicz (;)). Mimo całej swej nieporadności życiowej byl człowiekiem niezwykle wrażliwym - ukazuje to nie tylko poprzez swą muzykę.

Śmierć jako cel życia... Myślę, że Mozart porównuje tu życie do drogi, która nieuchronnie prowadzi do bramy na jej końcu. W tym sensie Śmierć-Przyjaciółka, jedyne co pewne - jest celem wędrówki po tej drodze.
 
Niezmiernie to przykre, że Mozart pod koniec życia nie poczuł twórczego samospełnienia. Umarł z innym uczuciem w sercu niż wielki humanista Beethoven, Rossini, Verdi... Umierał usilnie wierząc w to, że nie nadszedł jego czas. Że Jego Opus nie zostało zamknięte, ze nie pozostawił ludzkości całego owocu swego niesłychanego talentu...

Jakże chciałoby się dziś wieczorem być przy Rauhensteingasse 8, ostatnim mieszkaniu Mozarta...


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Aleksias Grudzień 05, 2011, 00:52:34
Mozart miał niezwykle piękną i bogatą, szlachetną duszę, niezależnie od tego, w co i jak wierzył. I widać, że ostatecznie jego podejście do spraw życia i śmierci istotnie doznało zadziwiającego rozwoju od tego czasu, kiedy pamiętamy go jako szukającego zabaw, beztroskiego lekkoducha. Tylko czy lekkoduch potrafiłby dźwignąć tak potężne, monumentalne konstrukcje, jak symfonia g-moll, jak Jowiszowa, jak Wielka Msza, jak Requiem?

Zresztą te wszystkie opowieści o jego lekkoduchostwie, to są sprawy powierzchowne, które często nijak się mają do głębi, która skrywa się pod migocącą powierzchnią. Może i bywał beztroski, hulaszczy, wesołkowaty. Przede wszystkim był, jak wielu ludzi wrażliwych, a i przy okazji chowanych w pewnej izolacji od od życia, nieprzystosowany do walki z nim, nie przygotowany do znoszenia jego trudów. I rekompensował sobie te trudy, jak i niezwykły, bezustanny twórczy wysiłek na najwyższym poziomie, ucieczkami w beztroską, dziecięcą swawolę. Jednak pod tymi świecidełkami błyszczał wielki duch światłem czystym jak gwiazda.

To poczucie, że życie nieuchronnie kończy się, całe jest biegiem ku śmierci, i powinno być postrzegane właśnie z takiej perspektywy, że śmierć, przypomnienie i symbol tej skończoności, może być pozytywną wartością, nadającą szczególną cenność dniom naszego życia, uczącą nas szacunku i uważności wobec skończonego czasu, wobec ostatecznego rozliczenia, jest świadectwem podejścia filozoficznego, wcale nie powszechnego w owych czasach - i także nie w naszych. Brzmią w nim echa stoików, choć raczej niemożliwym jest, by Mozart czytał Marka Aureliusza. Wielkość muzyki jednak szła w parze ze szlachetnością duszy, która ją tworzyła i wysyłała ku gwiazdom.
 
Tak, smutno i mnie, że nie czuł spokoju spełnienia, choć miał pełną świadomość i poczucie swego talentu. Choć właśnie jego tak mocny determinizm pociesza mnie - on znajdował w nim uspokojenie. To było jego "es muss sein". Pocieszam się też, że być może jednak choć w jakimś stopniu był zadowolony z tego, co nam pozostawia. I może podejrzewał, że już tą cząstką swoich możliwości, sam podległy władzy śmierci, zapracował na nieśmiertelność. Szkoda mi też, że nie czuł się w pełni szczęśliwy jako człowiek, i że tutaj całkiem już chyba nie był pewien swojej wartości, jakby nie mógł przerzucić  światła swego geniuszu na resztę swojej osobowości.

Wiem, gdzie chciałabym dzisiaj być...:) Nie zawsze można zrealizować wszystko, co by się pragnęło, jednak będzie jeszcze, jak wierzę, wiele okazji... Może w przyszłym roku...:)

http://www.youtube.com/watch?v=6EGWmElj6PM&feature=related


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: chingate Grudzień 05, 2011, 01:48:53
Naprawdę wzruszają mnie szlachetne intencje moich znakomitych Przedmówców, wszelako zgodzić się z ich tezami nie mogę. Piszesz, Drogi Patryku: " To ówczesny, XVIII-wieczny Kościół ogłosił Mozarta masonem-heretykiem - wiedeńska Katedra odmówiła przecież pełnej ceremonii pogrzebowej. Dziś jest inaczej - w noc śmierci 4/5 XII w wielu światyniach Europy odprawiane są łacińskie Msze żałobne za jego duszę, których mistycyzm wzmaga odgrywane wówczas niedokończone Requiem..."
Patryku, oficjalne zdanie Kościoła nie ma chyba znaczenia wobec faktu, że Mozart, wstępując do loży masońskiej, sam obrał drogę herezji. Znam oczywiście te wypowiedzi Mozarta, które jego wielbiciele wykorzystują do apologii Wolfiego jako człowieka wierzącego. Przy okazji odniosę się do postu Kozła- teza o rzekomym "heretyźmie" chrześcijaństwa to jeden z ulubionych argumentów niedowiarków i socjalistycznych "teologów". Chrześcijaństwo nigdy nie było sektą ani herezją, albowiem pierwsi chrześcijanie nie byli judaistami odstępującymi od judaistycznych dogmatów. Podobnie jak muzułmanie, chrześcijanie stali się SOBĄ w jednym dniu, gwałtownie i cudownie, nie tworząc sekty i nie heretyzując. Oczywiście w czasach komuny lansowano pseudonaukowe teorie, wedle których chrześcijaństwo wywodziło się z "sekty esseńczyków". Przemilczmy to litościwie. Ale ad rem. Nie wątpię w to, że Mozart miał szlachetną i bogatą duszę. Bynajmniej, nie jest tu dla mnie argumentem jego Requiem, napisane w szczególnym momencie jego życia, raczej wolę postrzegać jego duchowość przez pryzmat "Don Giovanniego". Muszę już spadać, bo rano do roboty wstaję o 4 i rowerem będę poginał przez pół wyspy, pozdrav, dobranoc pchły na noc, kalaruchy do poduchy i co tam jeszcze.


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Aleksias Grudzień 05, 2011, 03:09:04
Zatem zgadzamy się w najważniejszej sprawie - wielkości Mozartowskiego ducha:) Mniej istotne jest, w moim mniemaniu, jakie konkretnie dzieła doprowadziły nas do tej konkluzji;) Zaś co do jego religijności - cóż, są rzecz jasna jego wypowiedzi, raczej nie świadczące o braku wiary w Opatrzność - w jakim to pozostawało stosunku do oficjalnych dogmatów katolicyzmu, trudno mi dyskutować. I jest ten ogrom dzieł muzyki sakralnej, jakie stworzył - samych w sobie będących, a przynajmniej mogących być rodzajem modlitwy.

Dalej, Sławku, wchodzimy w delikatną sferę dyskusji o religii. Twój post, jak i Konrada, i Patryka, otwiera pole fascynującej dyskusji, i aż się o nią prosi:)) Ale i znów może stać się potencjalnym źródłem spięć. Nie wątpię, że potrafimy dyskutować z największym obiektywizmem i szacunkiem wobec siebie i swoich przekonań. Jednak przeszliśmy tu już kilka kryzysów z powodu sprzeczek i zadrażnień. Proponuję, aby jeśli już koledzy mieliby rozmawiać o takich kwestiach, jak: czy chrześcijaństwo było czy nie było sektą, oraz czy masoneria jest herezją, podyskutowali o tym na przykład na wątku historycznym, i przestrzegając maksymalnej tolerancji. Zachowajmy ten jeden z piękniejszych wątków na tym forum w możliwie jak najlepszym stanie.:)   
 


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: fille007 Grudzień 05, 2011, 11:06:27
Bynajmniej, nie jest tu dla mnie argumentem jego Requiem, napisane w szczególnym momencie jego życia

Do późnych dzieł sakralnych należy też głęboki, zamyślony motet Ave verum D-dur KV 618 z czerwca 1791.

Osobiście jestem całkowicie spokojna o duszę Wolfganga. Zresztą nie nam ją osądzać.


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Mozart Grudzień 05, 2011, 17:56:03
To poczucie, że życie nieuchronnie kończy się, całe jest biegiem ku śmierci, i powinno być postrzegane właśnie z takiej perspektywy, że śmierć, przypomnienie i symbol tej skończoności, może być pozytywną wartością, nadającą szczególną cenność dniom naszego życia, uczącą nas szacunku i uważności wobec skończonego czasu, wobec ostatecznego rozliczenia, jest świadectwem podejścia filozoficznego, wcale nie powszechnego w owych czasach - i także nie w naszych. Brzmią w nim echa stoików, choć raczej niemożliwym jest, by Mozart czytał Marka Aureliusza. Wielkość muzyki jednak szła w parze ze szlachetnością duszy, która ją tworzyła i wysyłała ku gwiazdom.

Piszesz, Asiu, uderzając w najczulsze struny... Zupełnie w duchu Annette Kolb, autorki niezwykłej, rozfilozofowanej biografii Mozarta (choć jej muzyczne fascynacje objęły także innych twórców, choćby Wagnera). Nikt z taką wrażliwością nie podjął się psychoanalizy geniuszu Wolfiego. Jesteście pokrewnymi duszami...
Również Kolb uważa Mozarta za człowieka głęboko wierzącego; na ten temat rozpisuje się bardzo pięknie, porównując jego religijność (która, jak zauważa, może być elementem krytyki ze strony religijnych purystów) z religijnością Bacha itd. (niestety, nie mam w Poznaniu tej książki).

Ponoć w rozmowie z pewnym Niemcem-protestantem w czasie podróży do Frankfurtu (rok przed śmiercią) Mozart wyłożył swój pogląd na sprawy wiary... Przyznał, że jest ufającym w Opatrzność katolikiem, wspomniał swe lata młodzieńcze i swoją niezwykłą (uwarunkowaną ojcowskim wychowaniem  ;)) pobożność. Później we Wiedniu - jak przyznał - uległo to zmianie, ale ilekroć wchodzi do świątyni, wsłuchuje się w Kyrie, Gloria, wyznanie wiary Symbolum Nicaenum itd - łza kręci mu się w oku, z trwogą próbuje sobie wyobrazić rzeczy ostateczne. Miał też zarzucić swemu luterańskiemu rozmówcy brak odniesień do religii, laicyzację protestanckiego, oświeceniowego społeczeństwa, kultury.
Oczywiście, obcujący w kręgach arystokracji oświeceniowej Mozart odrzucał pewne zasady Kościoła, w inne - te podstawowe, dogmatyczne - wierzył całym swym sercem. Jego duchowość wyraża się w filozofii Requiem, ale i Czarodziejskiego fletu. Jest pełna sprzeczności - ale w jej centrum stoi chrześcijańskie Credo.


Osobiście jestem całkowicie spokojna o duszę Wolfganga. 

Ja również! Tylko osoba o głębokim przywiązaniu do tradycji Kościoła - mimo ogromnych trudności stwarzanych  przez jednego jego przedstawiciela, księcia arcybiskupa Colloredo - stworzyć może takie arcydzieła. 

http://www.youtube.com/watch?v=6KUDs8KJc_c - Ave Verum Corpus (L. Bernstein !)
http://www.youtube.com/watch?v=M4pCxdWu1lo - Laudate pueri z Vesperae solennes de Confessore (S. Stuligrosz, M. Cichocka)
http://www.youtube.com/watch?v=1eZ5SqqXXCk - Kyrie d-moll KV 341 (Philippe Herreweghe)

Na mozart-archiv.de znaleźć można najpiękniejsze (obok KV 341) Kyrie C-dur KV 323 i Es-dur KV 322.


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Aleksias Grudzień 06, 2011, 00:20:46
Ne t'en fais pas, mon ami;))  8)  Chyba nasz kolega wprowadził nam na forum atmosferę językowego stresu ;)
Być może częściej mówimy, że ufamy czemuś, jednak ufać w coś, choć rzadsze, jest również właściwe.

Niestety nie znam Annette Kolb, a jeśli jest pokrewną duszą, bardzo chętnie ją poznam. Pewnie tak, bo idea filozofowania jest mi bardzo bliska:)) Musisz mi kiedyś pożyczyć tę książkę:)

Zanim zacznę kontemplować Offertorium, do tego wspaniałego zestawu, jaki przygotowałeś, chciałam dorzucić jeszcze jedną perłę.
Kyrie z Wielkiej Mszy c-moll - sama esencja duchowości:)
http://www.youtube.com/watch?v=hieCzEZwRw4&feature=related




Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: kozioł Grudzień 06, 2011, 01:20:46
Przy okazji odniosę się do postu Kozła- teza o rzekomym "heretyźmie" chrześcijaństwa to jeden z ulubionych argumentów niedowiarków i socjalistycznych "teologów". Chrześcijaństwo nigdy nie było sektą ani herezją, albowiem pierwsi chrześcijanie nie byli judaistami odstępującymi od judaistycznych dogmatów. Podobnie jak muzułmanie, chrześcijanie stali się SOBĄ w jednym dniu, gwałtownie i cudownie, nie tworząc sekty i nie heretyzując. Oczywiście w czasach komuny lansowano pseudonaukowe teorie, wedle których chrześcijaństwo wywodziło się z "sekty esseńczyków". Przemilczmy to litościwie.

Musammanie drogi, bez urazy ale może tak oto odpowiem ze swej strony - to o czym piszesz, to kompletna bzdura, podobnej bzdury dawno żem już nie slyszał..a utrzymuję kontakt z ludzmi dla których temat ten, stanowi przedmiot badań od wielu długich lat..Powtórzę więc raz jeszcze - nie rzekomym "heretyzmie', ale wręcz niemal oczywistym heretyzmie w łonie judaizmu - i to od samej podstawy, głównego założenia tej pierwotnej sekty (bo w tamtym czasie jeszcze nie uznanej za oficjalną religię na mocy litery prawa)..
Teza o owym heretyzmie chrześcijaństwa nigdy nie była też argumentem jedynie dla niedowiarków i jak to określiłeś "socjalistycznych teologów", lecz rzeczowym stwierdzeniem opartym na rzetelnych długotrwałych badaniach poważnych ludzi nauki w różnych częściach świata (historyków, biblistów, archeologów itd..) - zresztą stwierdzenie to niebezpodstawne, bo opierające się na podobnych stwierdzeniach ludzi obeznanych (wtajemniczonych) z tematem żyjących w wiekach poprzednich - i czerpiących ze źródeł, których datowanie sięga głęboko wstecz, nawet do pierwszych wieków chrześcijaństwa i wcześniej..Z kolei ci w żadnej mierze nie mogli być i nie byli "socjalistycznymi teologami"..
Całe bowiem chrześcijaństwo zawiera w sobie wiele zapożyczeń z innych oficjalnych i tych mniej oficjalnych wyznań o charakterze czysto sekciarskim..Już nawet pomijając judaizm z którego wyszło, weźmy chociażby zaratusztrianizm z którego zapożyczono takie elementy jak: zmartwychwstanie, niepokalane poczęcie, mesjanizm-zbawiciel, sąd ostateczny, czyściec, niebo, piekło..nawet dogmatu Trójcy można się doszukiwać..Dalej, mazdaizm i co chyba najważniejsze (pomijając przy tym calą ta sektę esseńczyków) Mitraizm - który powstał i stał się religią państwową na długo przed chrześcijaństwem..Z mitraizmu ewidentnie zapożyczono: nieśmiertelność duszy, dzień narodzin człowieka-boga (25 XII był wcześniej czczony jako dzień narodzin boga Mitry), krwawa ofiara i zbawienie - zdumiewająco zbieżne z odkupieniem, chrzest poprzez rytuał obmycia (zresztą w judaizmie również stosowany), chleb i wino..ba, nawet komunia i znak krzyża (hostie) - w tym okresie znakiem chrześcijańskim nie był krzyż, lecz RYBA..nie wspominając o kilku cudach z życiorysu Jezusa, jak choćby przemiana wody w wino (cud w Kanie - wspomina o tym jedynie Jan, tak jakby pozostali nie mieli o nim zielonego pojęcia..hm, Jan spisał swoją relację jako ostatni, wtedy więc kiedy wszyscy już dawno nie żyli ;) )
Nic więc dziwnego, że chrześcijaństwo już po zdobyciu prymatu zwalczało mitraizm tym bardziej, im bardziej się do niego upodabniało..Nieprzypadkowo zatem w okresie późnego cesarstwa na ruinach licznych mitreów (tylko w samym Rzymie było ich chyba z seta, podczas gdy w tym samym czasie chrześcijańskich, dosłownie wcale) powstawały chrześcijańskie kościoły (np bazylika San Clemence, czy kościół Santa Prisca), a gdy za cezara Konstantyna i potem Teodozjusza stało się religią państwową, proces ten osiągnął swoje apogeum - do V-VI w wszystkie je przejęto, zamieniono na kościoły, lub po prostu zburzono..
Taka ciekawostka - nawet grota w Bethelem w której to rzekomo (wg przyjetej tradycji) miał przyjść na świat przyszły Zbawiciel, służyła pierwotnie jako miejsce kultu boga Mitry..
Tak Musammanie, to prawda że pierwsi chrześcijanie, wliczając w to zarówno bezpośrednich świadków wydarzeń (uczniowie) jak i samego założyciela tego wyznania byli judaistami, byli krótko rzecz ujmując Żydami - wszyscy bowiem byli obrzezani, włącznie z Jezusem z Nazaretu (mówi o tym wyraźnie ewangelista Łk). Początkowo przestrzegali również litery Prawa, ale tylko początkowo..tj do momentu działań podjętych przez Szawła (Pawła) z Tarsu - odrzucającego nakaz stosowanie tegoż rytuału i zezwalającego na przyjmowaniu do grona nowych wyznawców wszystkich nieobrzezanych (tj pogan)..jak również pod wpływem jedynie "snu piotrowego" - zezwolenie na spożywanie nie tylko stworzeń "nieczystych", ale wszystkiego co się rusza...było to zatem ewidentne przeciwstawienie się zapisanym prawom w judaizmie, prawom ustanowionym przez samego Boga Ojca..

dla pewności, coby znów samo się nie skasowało..tą część posta wbije teraz
cd za moment..


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: kozioł Grudzień 06, 2011, 02:42:24
cd odpowiedzi na post Musammana..

Problem tkwi jednak w czymś znacznie poważniejszym, stanowiącym podstawę judaizmu tj uderzeniem w podstawowy dogmat tego wyznania - wiarę w jedynego i tylko jedynego Boga Ojca..Natomiast wypowiadane przez Jezusa słowa "Jestem, Jam Jest" (YHWH) odnoszące się w stosunku do samego siebie, były tego dogmatu zaprzeczeniem - bo oto człowiek z krwi i kości, nie dość że osmiela się wypowiadać głośno zakazane w Prawie imię Boga, to jeszcze tym samym zrównuje istotę ludzką z Bogiem..Wiecej, określa samego siebie tymże imieniem - jakoby On i Ojciec są jednym, stanowią jedno, są jednym i tym samym w trzech osobach..
Owa troista natura Boga, nie była więc w rozumieniu ówczesnych wyznawców judaizmu czystym monoteizmem, a wręcz zgoła czymś przeciwnym - było to zatem najwieksze z dopuszczalnych bluźnierstw..już większego być nie mogło (i m.in. za to własnie Rabbuni został skazany na śmierć, zresztą zamachów na jego życie było znacznie więcej - choćby taki oto przykład pierwszy z brzegu, w rodzinnym mieście Nazaret (Łk 4;28-30)..
Skoro więc bluźnierstwo, to tym samym i herezja w łonie judaizmu (potem z kolei "odczepieństwo", zas w oczach Rzymu - jedna z b.wielu sekt działających w owym czasie na obszarze ogromnego Imperum Romanum) - taka sama herezja jak parę wieków później Arianie w łonie chrześcijaństwa, kwestionujący dogmat Trójcy i jedynie boską naturę Chrystusa (czy analogicznie jak długo długo potem odczepieńcy od wiary katolickiej - protestantyzm, prawosławie itd..włącznie z całą rzeszą sekt typu Jehowi i tym podobnych..
Tak więc stwierdzenie że "stali się SOBĄ w jednym dniu" - to nazbyt wielkie uproszczenie, na dodatek zasadniczo mijające się z prawdą..
To Twój osobisty pogląd Musammanie ?..kto w ogóle tak powiedział, gdzie to jest napisane ?? - no chyba że tylko w jakimś katechizmie.. W każdym bez wyjątku procesie historycznym (a więc i tym przypadku) nic nie powstaje ot tak samo z siebie. Wszystko musi mieć swój początek i kolejne etapy rozwoju, aż do osiągnięcia w pełni ukształtowanego tworu, zjawiska..Musi istnieć przyczyna i końcowy skutek - samo z siebie to można np odruchowo chwycić i zapalić papierosa..ale i tu nie bardzo, bo nawet takowa prosta czynność jest wynikiem kilku składowych elementów, czynników - wystepujących w związku przyczynowo-skutkowym..
Co do sekty esseńczyków (aram.hassayah - uzdrowiciel, uzdrowiciele) - otóż nie przemilczajmy tego litościwie.. Nie jest to bowiem ani teoria pseudonaukowa, ani lansowana jedynie w czasach komuny (to kolejna nieprawda) - opiera się ona na wynikach długoletnich badań źródłowych, prowadzonych na długo przed komuną i trwających wciąż nadal i po niej (równiez w czasie obecnym) - trwajacych odkąd tylko z pocz. XX w odkryto zwoje w Qumram (zwane też zwojami znad M.Martwego), a źródła to niemałej wartości..bo powstałe nie tylko w pierw.wiekach chrzescijaństwa, ale i pochodzące z II-III wieku p.n.e
I tak na dobra sprawę teoria wcale nie pozbawiona sensu - wiele cech zbieżnych z pierwotnym, czy nawet i późniejszym chrześcijaństwem (praktykowanie celibatu, rytuał obmycia poprzez chrzest, Nauczyciel Sprawiedliwości, chleb i wino podczas wieczerzy, czy w geście protestu względem światyni jerozolimskiej - obchodzenie święta Pesach dzień wcześniej...coś to przypomina - w W.czwartek, a nie piątek jak większość wyznawców judaizmu..)
Ale to szeroka tematyka, więc mozna pisać i pisać...szkoda nadwyrężać sobie mięśni dłoni..


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: chingate Grudzień 06, 2011, 21:13:08
Chrześcijaństwo narodziło się w jednym momencie- w momencie Zmartwychwstania, a więc wtedy, gdy wypełniło się Słowo. Esseńczycy nie mieli nic wspólnego z chrześcijanami. 


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: kozioł Grudzień 07, 2011, 01:09:11
A to ciekawe, że dopiero od tego momentu...szkoda tylko, że Kefas a uściślając Marek piszący pod jego dyktando, nic a nic nie wiedzieli o tym największym z cudów (podobnie zresztą jak o innym, cudzie "pokrewnym" tj wskrzeszeniu Łazarza, bo zdaje się wzmiankuje o tym jedynie czwarty, ostatni z ewangelistów Jan - przy okazji warto zwrócić uwagę na oryginalne hebrajskie tłumaczenie imienia Łazarz..brzmi niezwykle ciekawie ;))..nie wiedzieli, bo jest rzeczą niebywałą żeby o największym z cudów w dziejach ludzkości nie wspomnieć ni słowem - nie wiedzieli, ponieważ ostatnie perykopy z euangelion Marka o tym wydarzeniu mówiące - to nic innego jak późniejsza interpolacja, pochodząca pewnikiem z wieków średnich..Ich wspólnie spisana relacja kończy się bowiem jedynie na krótkiej, jednowersowej wzmiance o pustym grobie..

A czy esseńczycy mieli, czy nie mieli coś wspólnego z chrześcijaństwem ?..trudno jednoznacznie dociec (nawet jeśli podobnie jak u pierwotnych chrześcijan, cechowała ich wspólnota dóbr materialnych, żyjąc tak jak i oni w tworzonych przez siebie komunach..) - przecież zniknęli nagle (może gwałtownie) z areny dziejów, w trakcie lub w chwilę po upadku powstania żydowskiego z 70 r..w tym miejscu ślad po nich już bezpowrotnie się urywa.
Osobiście, bardziej niż chrześcijan widziałbym w nich sektę joanitów (pokrewne - ugrupowanie uczniów Jana Chrzciciela...Tak tak, Chrzciciel też posiadał swoich uczniów..i to nie tylko przed, czy w trakcie, ale też już i po zakończeniu działalności swojego rówieśnika kuzyna (pomimo iż obydwaj już od dawna nie żyli) - momentami, jeszcze za życia i po..wyraźnie dostrzegalna jest nawet owa rywalizacja pomiędzy dwoma "pokrewnymi" odłamami..;)


Tytuł: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Aleksias Grudzień 08, 2011, 00:02:00
Dziś na TVP Kultura La Betulia liberata - czyli Betulia wyzwolona
Oratorium z librettem według Pietro Metastasia, stworzonym na podstawie biblijnej historii Judyty i Holofernesa z apokryficznej Księgi Judyty.
Opisuje ona historię konfliktu Izraelitów z Asyryjczykami, których wojskami dowodził świetny wódz Holofernes. Armia Izraela zajęła wówczas miasto Betulię. Holofernes rozpoczął oblężenie i kiedy miasto nie mogło się już dłużej bronić, jedna z  kobiet, piękna wdowa Judyta, postanawia sama ocalić Betulię. Po modlitwie wieczornej, pięknie odziana, udaje się do obozu Asyryjczyków, każe się zaprowadzić do Holofernesa i uwodzi go w ciągu trzech dni. Czwartego dnia podczas wieczerzy, gdy wódz  upija się i zasypia, Judyta odcina mu głowę, wkłada do kosza i wraca do Betulii. O świcie głowę Holofernesa wywieszono na murach miasta. Na ten widok wojsko asyryjskie pierzchło w popłochu, a Izraelici udali się za nimi w pogoń i pokonali. Cóż, może było to dość drastyczne posunięcie,
jednak niewątpliwie okazało się skuteczne:)
Podobna jest i treść libretta do oratorium, zwanego "Azione sacra", świętą sztuką. Występują tu Ozjasz, gubernator Betulii, Judyta wdowa po Manassehu, Achior książę Ammonitów, Amital księżniczka Izraelska, wodzowie Coro i Cabri oraz chór Betulian.
Asyryjski generał przystępuje do oblężenia Betulii. Otacza miasto i odcina mu dopływ wody. Los obrońców wydaje się przesądzony. Kiedy książę Betulii, Ozjasz, jako przywódca religijny, długo rozważa, co należy czynić, Judyta decyduje się na stanowcze działanie. Śmiało wkracza do obozu nieprzyjaciela, gdzie zdobywa zaufanie Holofernesa, oczarowuje go, po czym ucina mu głowę.
Oratorium składa się z dwóch części, w których mieści się szesnaście arii, z partiami solowymi i chóralnymi. Podobno nie zostało w ogóle wykonane za życia Mozarta.
Oto uwertura do tego dzieła:
http://www.youtube.com/watch?v=tKhcfx-N6Fc


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Monika_Aleksandra Grudzień 08, 2011, 21:20:59
Mam nadzieję, że się odnajdziecie po modyfikacji wątku.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Grudzień 09, 2011, 09:05:50
Wiele pracy Moniko zrobiłaś
Dziękuję


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Luty 26, 2012, 23:05:55
Człowiek czy chce czy nie chce jest istotą religijną. I nawet teraz i w przyszłości to się nie zmieni.
Jest to nasze ewolucyjne dziedzictwo. Wiara w Boga była ludziom potrzebna i jest ludziom potrzebna.
Jako, że była potrzebna i była kultywowana, przez to wpisała się na trwałe w nasze geny (bo) i
bez tej wiary ludzie nie potrafili i nie potrafią dać sobie rady ze sobą, swoim życiem w społeczeństwie.

Religie powstały i są nawet nie po to, by wierzyć w życie po śmierci, ale by lepiej nam się żyło ze sobą.
W religiach chodzi o regulację naszych zachowań,
wierzymy, że za dobre uczynki spotka nas nagroda, bo „dobro wraca”,
ale korzyści, jakie z tego odnosimy, są przede wszystkim społeczne.
Religia wymaga od nas życia zgodnego z nienaruszalnymi zasadami
(bo obkłada konkretnymi sankcjami intencje jakie stoją za naszym sposobem zachowania),
bo tylko takie życie gwarantuje społeczeństwu stabilność,
inaczej z każdego z nas wyszłoby zwierzę („hulaj dusza piekła nie ma”) i
wypracowany przez pokolenia porządek szybko załamałby się.

Celebrowanie boskości w miejscach kultu również odnosi się do naszej estetyki.
Ludzie od zarania dziejów chcą przeżywać coś wzniosłego.
Jest nawet takie powiedzenie, jeśli chce się podnieść rangę jakiegoś wydarzenia kulturalnego:
 „ludzie (chodzili) chodzą na to jak na mszę”.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: TeresaGrob Luty 27, 2012, 02:04:16

Religia wymaga od nas życia zgodnego z nienaruszalnymi zasadami
(bo obkłada konkretnymi sankcjami intencje jakie stoją za naszym sposobem zachowania),
bo tylko takie życie gwarantuje społeczeństwu stabilność,

I bez sankcji (kara, nagroda) też można żyć zgodnie z z zasadami. To się nazywa ludzka moralność.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Luty 27, 2012, 08:19:06
Najlepiej (najszczęśliwiej) czujemy się w niewielkich grupkach wspólnot rodzinnych, znajomych i przyjaciół i
na otwartej przestrzeni natury, czujemy się najbardziej szczęśliwi. Bo to jest nasze wyobrażenie raju.
A nasze wyobrażenie raju, to nic innego, jak
podkoloryzowana afrykańska sawanna, kolebka naszej ludzkości zakodowana w genach.
A nasze wyobrażenie o przebywaniu w raju w nielicznym towarzystwie ludzi, w małych grupkach znajomych,
również nawiązuje do naszego ewolucyjnego dziedzictwa, jako, że
nasi przodkowie funkcjonowali w niewielkich grupach łowiecko-zbierackich, w których każdy znał każdego.
Kraina wiecznej szczęśliwości jawi się zatem, jako swoisty powrót do naturalnych źródeł.
Skłonność do nich wykazują wszyscy ludzie, bez względu na zamieszkiwany zakątek świata,
od malowniczych archipelagów, po skutą lodem Skandynawię,
nawet małe dzieci, przecież dziś od najmłodszych lat
przyzwyczajane do rzeczywistości hipermarketów, miejskich placów zabaw i zgiełku ulic.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Monika_Aleksandra Luty 27, 2012, 10:07:05
Obawiam się Marku, że każdy inaczej wyobraża sobie raj, tak samo jak i piekło.  Może dla niektórych, możliwość pójścia do marketów, to istny raj?


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Luty 27, 2012, 11:01:15
Tak jak w tym kawale:
Umarł polityk. Staje przed św. Piotrem, a ten mówi mu: „teraz jest tak, że każdy może sobie wybrać gdzie chce być, w Niebie czy w Piekle po tym jak na próbę pobędzie trochę w Niebie trochę w Piekle.”
Polityk zjechał windą do Piekła, a tam mnóstwo chętnych dziewczyn, pełno jedzenia i co niemiara używek. 
Następnie wyjechał windą no Nieba, a tam zielona łączka, w tle ośnieżone góry, jakieś drzewa, horyzont z morzem, muzyka miła dla ucha.
Wraca do św. Piotra i mówi: „podoba mi się tu i tu, ale ja jednak jestem rozrywkowy i wybieram Piekło.”
Zjeżdża winda na dół, otwierają się drzwi, a tam wielkie, śmierdzące wysypisko śmieci, ludzie w potarganych łachach, zbierają je do worków.
Diabeł daje mu worek i zagania do roboty.
Polityk: „przecież wczoraj było tu co innego!”
A diabeł: „wczoraj to była kampania wyborcza dla ciebie.”


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Luty 27, 2012, 11:03:41
I bez sankcji (kara, nagroda) też można żyć zgodnie z z zasadami. To się nazywa ludzka moralność.
Sama przyzwoitość ludzka tu nie starcza,
bo wystarczy, że będzie łatwość dostępu do atrakcyjnej pokusy
(pokusa zawsze jest atrakcyjna i łatwo dostępna, bo inaczej nie byłaby pokusą),
a obyczajność ludzka bierze w łeb, albo
byłby taki chaos w zachowaniach ludzkich, że gorszące sceny byłyby na równi ze scenami wzniosłymi.

Nawet w internecie jest netykieta:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Netykieta


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: TeresaGrob Luty 27, 2012, 11:58:00
Owszem starcza. Dlaczego nie kradniesz? Czy tylko dlatego, że religia i prawo tego zabraniaja.Ejże?


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: tuco82 Luty 27, 2012, 12:11:21
Człowiek czy chce czy nie chce jest istotą religijną. I nawet teraz i w przyszłości to się nie zmieni.
Jest to nasze ewolucyjne dziedzictwo. Wiara w Boga była ludziom potrzebna i jest ludziom potrzebna.
Jako, że była potrzebna i była kultywowana, przez to wpisała się na trwałe w nasze geny (bo) i
bez tej wiary ludzie nie potrafili i nie potrafią dać sobie rady ze sobą, swoim życiem w społeczeństwie.

Zacznę od końca. Są ludzie ateistczni, którzy radzą sobie w życiu nie gorzej niż wierzący. Bywa również odwrotnie. A skoro zachodzi TO i TO, to oznacza, że nie dopatruję się żadnej korelacji pomiędzy "dawaniem sobie rady w życiu" a "teologicznym statusem jednostki". Życie rozumiem tutaj jako życie każdego, różnorodnego człowieka.

Człowiek jest istotą religijną, jeśli ma takie potrzeby. W dawnych czasach wierzenia były prymitywne. Mam na myśli politeizm, w którym przypisywano bogom ludzkie cechy. Wiara wynikała ze strachu, niewiedzy i nieporadności. Świetnie to widać w Starym Testamencie, gdzie Bóg jawi się jako surowy stwórca i mściwy tyran. Tacy właśnie byli wówczas ludzie, więc nie dziwne, że tak tez wyobrażali sobie Boga.
Zgadzam się, że dowodzi to naszemu ewolucyjnemu dziedzictwu.
Jedna uwaga na temat religii i wiary: według mnie są to pojęcia różne i skorzystam z Twoich słów Aro50, abyśmy się lepiej zrozumieli.

Wiara kultywowana i potrzebna to religia w wierze.
Wiara niekultywowana i potrzebna to wiara.
Wiara niekultywowana i niepotrzebna to ateizm lub agnostycyzm.
Wiara kultywowana i niepotrzebna to....? jakiś osobliwy twór, który mogę nazwać szamaństwem lub magią.

Religie powstały i są nawet nie po to, by wierzyć w życie po śmierci, ale by lepiej nam się żyło ze sobą.
W religiach chodzi o regulację naszych zachowań,
wierzymy, że za dobre uczynki spotka nas nagroda, bo „dobro wraca”,
ale korzyści, jakie z tego odnosimy, są przede wszystkim społeczne.

Istnieją dobrzy ateiści i dobrzy wierzący. Podobnie istnieją źli ateiści oraz źli wierzący. Znów nie widzę korelacji.
Gdybyś miał rację Aro50, to zbiór zasad wyznaniowych, religijnych, zbiór zakazów i nakazów boskich W ZUPEŁNOŚCI by wystarczył. Całe prawo byłoby zbyteczne. Ale tak nie jest. (Pragnę przypomnieć, że tzw. Prawo Mojżeszowe to było prawo nadane przez Jahwe a przy okazji możemy je teraz interpretować jako prawo dotyczące ówczesnej narodowości żydowskiej).
Człowiek "zwierzakiem stadnym" jest. Pomaganie sobie i te "dobre uczynki" wiążą się z korzyściami dla jednostek a w ujęciu ogólnym - z korzyściami dla całej grupy (społeczności).
Ty widzisz w tej prawidłowości zasługę religii a ja widzę w niej ludzki gen i wymierne interesy jednostki.

...
Na więcej wypowiedzi nie mam już czasu, ale chciałbym jeszcze jasno spuentować: w ogólnych przypadkach wiary religii nie uważam za coś złego. Sam podzielam w paru kwestiach filozofię Jezusa. Wiara potrafi czynić cuda... Ale czy Bóg potrafi? Tego nie wiem, bo nie wiem czy istnieje.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Monika_Aleksandra Luty 27, 2012, 12:53:54
Na szczęście prawa moralne są uniwersalne i w zasadzie powtarzalne, przynajmniej z grubsza, w każdej religii.
problem polega na tendencjach naginania samej etyki, czy moralności, a to już źle pachnie.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: tuco82 Luty 27, 2012, 13:46:13
Na szczęście prawa moralne są uniwersalne i w zasadzie powtarzalne, przynajmniej z grubsza, w każdej religii.
problem polega na tendencjach naginania samej etyki, czy moralności, a to już źle pachnie.
Zgadzam się. Nie powinno dziwić, że istnieją spory religijne, wojny religijne i kultury religijne. To walka nie o słuszność "mojego boga" tylko walka o słuszność mojej kultury i manifestowanie tej słuszności różnymi drogami. Największe religie na Ziemi opierają się na istnieniu jedynego Boga, ale rozumianego w specyficzny i różnorodny sposób dla danego społeczeństwa, kraju, "folkloru dziejowego".

Co do uniwersalności praw moralnych.... Tak - w każdej obecnej kulturze takie czyny jak kradzież, gwałt, morderstwo są ujemnie nagradzane. Różnica polega tylko na wielkości wymierzonej kary. Nie jestem za obcinaniem rąk jako kara za kradzież, ale zdaję sobie sprawę, że społeczności, w których taka zasada wyewoluowała zaakceptowały ją. Człowiek rodzi się w świecie, w którym obowiązują już takie reguły.

Być może w dalekiej przeszłości ludzkości, istniały prawa moralne zupełnie odwrotne od obecnie obserwowanych. Być może panowała anarchia. Dlaczego już nie ma plemion, w których pochwala się kradzież, gwałty i zabójstwa? Ponieważ wymarły, były zbyt słabe ewolucyjnie aby przetrwać. Tak więc ewolucja nie dotyczy tylko biologii ale też socjologii wraz z dynamiką moralności.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Janusz1228 Luty 27, 2012, 17:17:05
Dorzucę tylko mały kamyk do Waszych ciekawych myśli:

Dzielmy ludzi na złych i dobrych, głupich i mądrych, grubych i chudych itp itd. Ale nawet dokonujących takich podziałów postrzegajmy bardziej grubych, nie całkiem chudych itp. itd. Za nic jednak nie gódźmy się, aby dzielić nas wedle zasad: ten wierzy, a tamten nie. Ten wobec tego jest lepszy, a tamten - (biedaczyna) ubogi duchem.
Niestety, życie mnie nauczyło, że takie podziały zwykle dokonują ludzie mieniący się być tymi lepszymi...


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: bartus Luty 27, 2012, 18:17:49
Dorzucę tylko mały kamyk do Waszych ciekawych myśli:

Dzielmy ludzi na złych i dobrych, głupich i mądrych, grubych i chudych itp itd. Ale nawet dokonujących takich podziałów postrzegajmy bardziej grubych, nie całkiem chudych itp. itd. Za nic jednak nie gódźmy się, aby dzielić nas wedle zasad: ten wierzy, a tamten nie. Ten wobec tego jest lepszy, a tamten - (biedaczyna) ubogi duchem.
Niestety, życie mnie nauczyło, że takie podziały zwykle dokonują ludzie mieniący się być tymi lepszymi...

Januszu.
Mam nadzieje,ze wypowiadajac ostatnie zdanie nie masz na mysli naszego forumijnego  aro50


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Janusz1228 Luty 27, 2012, 18:30:25
tak, bartusie,  spełnię Twą nadzieję: nie myślałem tu o nikim konkretnym, a tym bardziej o naszym dobrym, forumijnym duszku, jakim jest Marek. Gdybym o nim tak myslał - napisałbym bez ogródek, liczac na  ciekawą, zawsze konstruktywną z Markiem polemikę.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Luty 29, 2012, 00:13:42
Istotą wszystkich kultur jest religia, a cywilizacji niereligijność.
Już dziś gołym okiem widać, że jest ogromny rozwój cywilizacji technicznej nie zrównoważony przez rozwój kultury,
która na naszych oczach coraz bardziej ulega wręcz degradacji.
Nastąpiło zachwianie równowagi między materialnym a duchowym wymiarem życia.
Cywilizacja techniczna wyzwala energie twórcze do coraz szybszego rozwoju, by
zaspokoić przyjemności, chęć zysku i posiadania, awansu, wygody, ale
jeśli to nie jest równoważone przez kulturę, doprowadza do
radykalnego egoizmu jednostki (i nawet społeczeństw) i do zahamowania duchowego rozwoju.
Jednostka z jej określoną efektywnością jest wpasowywana w przedsiębiorczą całość.

Tak jak nauki przyrodnicze zajmują się materialnym zewnętrznym światem, tak
nauki humanistyczne wewnętrznym światem duchowym.
Dziś, dla celów cywilizacji technicznej nastąpiło przekształcenie nauki,
(która służyła kiedyś również do rozwoju humanistycznego,) w gałąź przedsiębiorczości.
Jeśli kształcenie człowieka jest zorientowane tylko na zewnętrzne cele, zostaje zredukowane do
formowania wymiernych kompetencji, umiejętności i kwalifikacji.
 
A człowiek powinien podlegać ogólnemu rozwojowi, bo jest związkiem będących w równowadze przeciwieństw.
Jest istotą materialną i duchową, przyrodniczą i tworzącą kulturę, indywidualną i wspólnotową,
aktywną i kontemplatywną, wychyloną ku przyszłości i zanurzoną w przeszłość,
wolną i odpowiedzialną, sprawiedliwą i kochającą.
 
Brak równowagi prowadzi do groźnych kryzysów.
 
Sprawiedliwość bez miłości przemienia się w niesprawiedliwość, a miłość bez sprawiedliwości jest emocjonalną ślepotą.
Wolność bez odpowiedzialności to anarchia, a odpowiedzialność bez wolności to tyrania.
Indywidualizm bez wspólnotowości to egoizm, a wspólnotowość bez indywidualności to kolektywizm.
Kontemplacja bez działania to narcyzm, a działanie bez kontemplacji to aktywizm.
 
Kształcenie człowieka w kierunku kultury otwiera go na wartości wyższe
 duchowe, etyczne, intelektualne, estetyczne  i przez to uwrażliwia człowieka.
Ograniczanie kształtowania człowieka do nabywania umiejętności, doprowadza do tego, że
np. zostaje wyuczony sędzia pozbawiony empatii,
a to oznacza śmierć dla sprawiedliwości.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Luty 29, 2012, 10:10:17
Już ludzie zauważyli potrzebę i zaczynają chronić środowisko naturalne,
zaczyna też być dostrzegana potrzeba ochrony środowiska społecznego.
Ale jakie są w tym kierunku działania? Wydaje się mnóstwo pieniędzy na ochronę humanizmu:
coraz więcej wydaje się na procedury karne, więzienia, domy poprawcze,
systemy monitoringowe i inne systemy kontroli, także w internetowej sieci,
coraz więcej jest też strzeżonych osiedli i domów i
coraz więcej ludzi obejmowanych jest pomocą w szpitalach psychiatrycznych.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Janusz1228 Luty 29, 2012, 15:29:14
Istotą wszystkich kultur jest religia, a cywilizacji niereligijność.
...
Brak równowagi prowadzi do groźnych kryzysów.

Szedł sobie po ulicy prawy i lewy but. Prawy był czarny i lewy był czarny. Prawy w rozmiarze 43 i lewy w rozmiarze 43. Szczerze mówiąc: były do siebie bardzo podobne. Tylko lewy był głupi a prawy mądry. Lewy nie omijał kałuży i nadziewał się na kamyki. Prawy stąpał po suchym i kamyki omijał. Lewy często skrzypiał. Prawy zawsze szedł w milczeniu. Lewy wciąż ścierał zelówki, prawy wciąż był, jak nowy.
Ale ów głupi lewy but pewnego dnia rozdarł się na wylot. I wyrzucili go na śmietnik. I mądry prawy but tez został wyrzucony. Po co komu taki, bez lewego?

Nie wierzę w użyteczność wiary bez sceptycznej niewiary.
Nie wierzę w istnienie cywilizacji bez kultury i kultury bez cywilizacji.
Czyż można przynaglać jedną nogę, z tyłu zostawiając drugą? Jeśli chcemy sprawnie podążać do przodu - muszą iść zgodnym rytmem.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Niebieskooki Luty 29, 2012, 19:32:51
Dorzucę tylko mały kamyk do Waszych ciekawych myśli:

Dzielmy ludzi na złych i dobrych, głupich i mądrych, grubych i chudych itp itd. Ale nawet dokonujących takich podziałów postrzegajmy bardziej grubych, nie całkiem chudych itp. itd. Za nic jednak nie gódźmy się, aby dzielić nas wedle zasad: ten wierzy, a tamten nie. Ten wobec tego jest lepszy, a tamten - (biedaczyna) ubogi duchem.
Niestety, życie mnie nauczyło, że takie podziały zwykle dokonują ludzie mieniący się być tymi lepszymi...
Wprawdzie przestałem czytać ten temat, gdy pojawiło się słowo "sekta", ale post Janusza jakoś wpadł mi w oko.
Niestety, jest całkiem odwrotnie. To ateiści na każdym kroku usiłują wykazywać swoją wyższość i traktują wierzących jak głupków, używają określeń, wśród których "ciemnota" brzmi bardzo łagodnie. Więc to, co piszesz, przedstawia raczej ich punkt widzenia, bo to oni w ten sposób wartościują ludzi. Owszem, fajnie byłoby żyć w takiej rzeczywistości, w której i wierzący i niewierzący czuliby się dobrze, ale takiej nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Zawsze jedni albo drudzy uznają, że to nie ich świat. Takie życie.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Janusz1228 Luty 29, 2012, 19:57:45
Skoro tak właśnie Łukaszu uważasz - widocznie tak to odbierasz i nonsensem byłoby ci wmawiać, że jednak jest inaczej. Ja, powtórzę, mam swoje wieloletnie obserwacje, które jak stwierdziliśmy, sa przeciwne do Twoich.
Myśle, ze chyba się zgodzimy iż Twoje i moje oceny i doświadczenia są dobrym potwierdzeniem oczywistości, że w sprawach wiary i niewiary, niezrozumienia i tolerancji - nie ma jedynej, absolutnej prawdy. Albo inaczej: te obie subiektywne doświadczania naszych prawd idą ze sobą w parze, jak lewy i prawy przymiot, o którym w  nieco metaforyczny sposób napisałem w poprzednim poście.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Niebieskooki Luty 29, 2012, 20:24:14
Masz rację, że nie ma mi co wmawiać, że jest inaczej, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że i po drugiej stronie można znaleźć wiele negatywnych przykładów. Rzecz jednak w tym, że większość mediów i innych czynników opiniotwórczych lansuje pogląd o niższości ludzi wierzących.
Poza tym: możesz poskakać po różnych forach internetowych, by przekonać się, jaki jest odsetek agresywnych postów z jednej i drugiej strony, a przynajmniej takich, które reprezentują omawiany tutaj sposób wartościowania.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: Janusz1228 Luty 29, 2012, 20:36:49
Łukaszu, w przeciwieństwie do mnie, ty jednak taką próbę wmawiania jak widzę, konsekwentnie lansujesz. To jakby potwierdza moją tezę, że ludzie  od drugiego trzewika, są jacy są i tym samym utwierdzasz mnie jeszcze bardziej w tezie, którą postawiłem na początku
Chciałbym jednak abyś miał na baczeniu prawdę, ze są różne media i rożne portale. I rózne fora internetowe. Nie będę przytaczał tych, po których Ty widocznie sobie "nie skaczesz", bo nie chcę uczestniczyć w sporze, który, jak dowodzą doświadczenia nigdy do żadnej dobrej rzeczy nie prowadzi.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: xbw Maj 11, 2012, 10:30:38
Ksiądz dowiedział się, że jest żydem...
http://www.tvn24.pl/-1,1743958,0,1,jak-polski-ksiadz-zostal-zydem,wiadomosc.html


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: TeresaGrob Maj 11, 2012, 11:50:27
Ksiądz dowiedział się, że jest Żydem nie żydem.
Problem trochę sztuczny. Edyta Stein była Żydówką i jednocześnie świętą Kościoła katolickiego.
Skoro ksiądz jest księdzem to musiał być ochrzczony a znaczy to że należy do kk.Chyba,że czegoś nie rozumiem.


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: tuco82 Maj 11, 2012, 18:57:27
Nie jestem pewien, ale jeśli człowiek został ochrzczony to od tego czasu staje się chrześcijaninem. Może oczywiście zmieniać wyznania, może odchodzić od tych wiar, formalnie za pomocą apostazji lub nieformalnie, co się nazywa chyba utratą wiary albo niepraktykowaniem. Z perspektywy chrześcijanina zawsze będzie to odejście od wiary a nie unieważnienie.

Dziwne to zresztą...
Jeśli się nie myliłem, to znaczy że jako agnostyk całkiem sporo wiem o religiach :)


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: chingate Maj 12, 2012, 21:33:01
Nie można przestać być katolikiem, bo chrzest to sakrament. Wierzymy, że  Święty Kościół Rzymski jest jedyną drogą do zbawienia, a chrzest jest furtką. Wchodzisz przez otwartą furtkę na drogę zbawienia, a cokolwiek potem zrobisz, nawet jeśli z tej drogi zboczysz, jest twoim wyborem. Wszelako, szansę na zbawienie otrzymałeś (chrzest) i będziesz ją miał do końca życia, a więc i do końca życia pozostaniesz chrześcijaninem (katolikiem).


Tytuł: Odp: Z teologią na TY
Wiadomość wysłana przez: aro 59 Maj 20, 2012, 22:39:58
„Każdy człowiek jest pełen zła i brudu, a z przodu i z tyłu ma wypisane czystość  jest najważniejsza.”
Ten cytat ze sztuki „Śmieszny staruszek” Tadeusza Różewicza w skrócie
opisuje jej treść i jest też moim głosem w tej dyskusji która toczyła się w wątku „Oswajanie Wagnera”.

Świat ciągnie za sobą na przestrzeni czasu, historii ludzkiej, bagaż okrucieństwa, ale
głęboko człowiecze jest też szukanie kontaktu. Z nim wiążą się też namiętności, rozpacze i zdrady.
Jednak codzienne małe dobro, mały gest, uśmiechnięcie się do kogoś, zrobienie komuś herbaty,
codzienne „dzień dobry”, „do widzenia” są warte dmuchania i chuchania.
Jesteśmy w sieci zależności, które nas więżą, ale i unoszą budują.
Dobro zakorzenia się dłużej i trudniej niż zło i trzeba się starać, być cierpliwym, a
zło wycina dobro w jednej chwili.


Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

sparta mundotelenovelas sonsofhodor legowiskadlakota wilczezycie