Trafiłem tutaj szukając informacji o fizjologicznym oddziaływaniu muzyki. Zaledwie przejrzałem ten temat, a ponieważ słucham muzyki Wagnera z przyjemnością od kilkunastu lat i niedawno bardzo chwaliłem jego "Pierścień", to dziś tutaj mój nietypowy post.
Wczoraj, w filmie,usłyszałam pewne pytanie i do dziś szukam w głowie odpowiedzi na nie (nawet nie czuję, że rymuję ;-) ) Teraz zadam je Tobie. Gdybyś z jakiegoś powodu już nigdy miał nie słuchać muzyki, to jaki utwór chciałbyś usłyszeć po raz ostatni? Chyba nie po polsku to napisałam, ale wiesz o co mi chodzi :-)
Z całą pewnością wagnerowski cykl Pierścień Nibelunga. Po pierwsze i trochę żartem, to ponad czternaście godzin muzyki, więc na ostatni raz dość dużo, a po drugie, poważniej, jak się trochę zastanowić, to Pierścień jest bardzo uniwersalnym dziełem, muzyczną opowieścią o wszystkim z czym spotykamy się w życiu. No i lubię go słuchać, więc pewnie na ten ostatni raz, taki byłby mój wybór.
Ring właściwie nigdy się nie kończy. Zwróć uwagę, że jego początkiem jest kradzież złota Córkom Renu, finałem, powrót tego złota do natury - fale Renu pochłaniają stos Zygfryda, wszystkie inne postacie, a złoto w postaci pierścienia wraca w ręce Cór Renu. Coś pozwala nam się domyślać, że wkrótce znów zostanie im skradzione.
Jeszcze trochę pociągnę ten temat. Mam takich kilka zasadniczych punktów Pierścienia, na które zawsze zwracam uwagę. Warto wspomnieć przede wszystkim dwa. Pierwszy ma u mnie roboczą nazwę "Levine odkręca kurek" Nazwa dotyczy konkretnego wykonania preludium Złota Renu w którym, jak w żadnym innym ten efekt "odkręcenia kurka" jest najbardziej, według mnie, czytelny. https://www.youtube.com/watch?v=eXBGS7A5BPQ - tam 2:15 Do tego momentu muzyka zdaje się przygotowywać nas na jakieś zdarzenie, na "stanie się" czegoś. I na 2:15 ruszają wody Renu w których to wnet Alberyk skradnie Córkom Renu złoty skarb. To 2:15 jest dla mnie wzorcem doskonałego wykonania tej muzyki i zawsze kiedy słucham preludium Złota Renu, nasłuchuję szczególnie, czy ten moment wywrze na mnie takie wrażenie jak we wskazanym nagraniu. Lepszego dotąd nie spotkałem. Punkt drugi - zakończenie Zmierzchu Bogów, u mnie pod roboczą nazwą "zakwitanie na śmietniku" Jest tam taki moment pauzy i po nim ten ostatni fragment muzyki Zmierzchu. Przed nim dzieją się tam rzeczy straszne. Ludzie i bogowie powodowani różnymi namiętnościami stosują wobec siebie podstęp, oszustwo, mordują się, no słowem istny śmietnik ludzkich i nieludzkich wad. Wreszcie wszystko to zalewają wody Renu, zło zostaje unicestwione, a skradzione złoto wraca do natury. Tego fragmentu szczególnie lubię słuchać, kiedy kończy się jakaś moja, mniejsza lub większa zadyma, czy kłopotliwa, absorbująca mnie niemile i przez dłuższy czas sprawa. Oczywiście, jakkolwiek jest miło i oto właśnie coś zakwita na śmietniku, zawsze pamiętam, że wkrótce znów ktoś skradnie złoto. Opisywany fragment - https://www.youtube.com/watch?v=R3SGtJNm-pI - 25:11 Niestety tu pauza nie jest dość zaznaczona, lubię, kiedy jest dłuższa. Tak, z pewnością wybrałbym Pierścień Nibelunga.
Co jeszcze mógłbym dodać?
Preludium Złota Renu i to szczególnie w tym wykonaniu https://www.youtube.com/watch?v=eXBGS7A5BPQ działa na mnie jak alkohol. Kiedy mam chwilę wyjątkowego apetytu na słuchanie i wsłucham się w nie całym sobą, czyli najlepiej jak jestem do tego zdolny, odchodzę sprzed głośników z zawrotami głowy. Sprawdzone wielokrotnie.