Prok w swoich koncertach cierpi na chorobę dwubiegunową;)
Fakt, są tam momenty mroczne, na pozór kompletnie dzikie, nieokiełznane - na pozór, bo przecież ta dzikość jest ujęta w ścisłe ramy wirtuozowskiej i kompozytorskiej perfekcji. Ale też potem momentami przechodzi to płynnie w chwile nieopisanie piękne, niezwykle poetyckie, jakieś całkiem nagle i niespodziewanie migotliwe i księżycowe – to znów w chwilowy beztroski taniec. By za moment wybuchnąć dynamiką i dramatem. Samo życie:) Grecki podział emocji - Dionizos i Apollo:) Splątany w jedność. Trudno to bardzo na pewno ująć w karby spójnej całości, zmieścić we własnym odczuwaniu, oddać w wiarygodnej wizji.
Antonij najpierw przemawiał do mnie bardziej w tych impresjonistycznych partiach, gdzie właśnie słychać było, jak on te nastroje i barwy „niuansuje"
Ale potem już wciągnął mnie swoją wizją, także w jej ciemniejszej odmianie. Potrafił oddać tę nutkę szaleństwa:) Przekonują mnie jego interpretacje, jego opowieści.
A zresztą gość, który w takim stylu zaliczył test Mozarta, zagra wszystko
Jeszcze posłucham Stevena, który mnie bardzo, bardzo zachwycił tym Bachem:) Ale nie wiem, czy jeszcze dziś, bo jednak tego się nie słucha przy pracy;)