No to może ja spróbuję się zachęcić, porzucić obezwładniające lenistwo oraz odkładanie wszystkiego na "kiedyśtamniewiadomokiedy" i popełnić relację z koncertu, na którym byliśmy z Gogusiem w ubiegły piątek.
Kto z Was, drodzy Forumowicze, ma dobrą pamięć, pewnie przypomni sobie moją radość, kiedy dowiedziałam się że Khozyainov, czyli po prostu "nasz" Kola przyjedzie do Wrocławia z koncertem Griega.
No i właśnie na tym koncercie mieliśmy okazję być tydzień temu.
Już widzę zdziwione miny niektórych z Was: jak to? Dopiero teraz o tym pisze? Tutaj? A dlaczego nie na "kolowym" wątku? A gdzie egzaltacja fanki z "klapkami na oczach" i syndromem s13d ? (wrrrr...)
Hmmm...
Otóż moi drodzy: Kola baaaardzo mnie rozczarował i zasmucił.
( chciałabym zobaczyć Was w tym momencie..)
Ale żeby nie dręczyć szanownego towarzystwa, od razu uspokoję Was: całe szczęście to wszystko nie dotyczy Nikolaya jako pianisty, tylko okoliczności związanych z tym wydarzeniem.
Po prostu: Khozyainov nie przyjechał.
Dosłownie na 3 tygodnie przed koncertem, kiedy większość biletów była już wyprzedana( a rozeszły się bardzo szybko), otrzymałam maila od menadżerki artysty z informacją, iż z powodu tzw. siły wyższej, niezależnej od niego ani od filharmonii, niestety ale nie wystąpi on 11 stycznia we Wrocławiu. Na pocieszenie tylko krótkie info, że postarają się znaleźć nowy termin..
No cóż...Abstrahując od bardzo mglistego pojęcia tzw. siły wyższej i tego co może się za nią kryć, nietrudno chyba sobie wyobrazić jak bardzo byłam zawiedziona. Koncert, o którym wiedziałam od maja, a na który tak w ogóle czekałam od prawie 2 lat( dla tych, co być może nie wiedzą - to miał być pierwszy koncert Koli we Wrocławiu od kiedy poznaliśmy go na Konkursie Chopinowskim w 2010)
Szczęśliwie, nie został on całkowicie odwołany ( i dobrze, bo koncertu Griega chciałam posłuchac na zywo, niezależnie od tego, kto by go grał), repertuar też pozostał ten sam, pianistka na zastępstwo umówiona.
Tak więc poszliśmy na Griega bez Koli..
Orkiestrę Filharmonii Wrocławskiej poprowadził norweski dyrygent Terje Mikkelsen, zaś w programie oprócz wspomnianego jedynego skomponowanego przez Griega koncertu a -moll, znalazły się poemat symfoniczny "Finlandia" Sibeliusa i V Symfonia e-moll Czajkowskiego.
Ową pianistką, która zdecydowała się zastąpić Nikolaya ( i chwała jej za to) była Mariya Kim - młoda artystka pochodząca z Ukrainy, kształcona jednakże w Niemczech, laureatka kilku konkursów.
Cóż mogę powiedzieć?
Wydaje mi się, że popełniłam podstawowy błąd i ulegając znajomej, która chciała wszystko dobrze widzieć, wybrałam miejsca w 3 rzędzie. Nie muszę chyba mówić, że na koncercie symfonicznym to jest po prostu nieporozumienie.
Dodatkowo, jak się już sama przekonałam, nasza filharmonia ma bardzo "zmienną" akustykę, a te miejsca z samego przodu nie były zbyt fortunne.
Przede wszystkim i w skrócie: głośna, acz dobrze grająca orkiestra i pianistka, którą nie zawsze słyszałam ( najlepiej w kadencji, co jest zrozumiałe) z niestety, ale głuchym, "keyboardowym" dźwiękiem fortepianu.
Mariya Kim to bardzo sprawna pianistka, widać było jak pochylając się nad klawiaturą chce dopieścić poszczególne nuty, a w partiach bardziej dramatycznych, wirtuozowskich, z werwą "przelatywała" pasaże wzdłuż. No właśnie: przelatywała. Słyszałam niedograne końcówki, czasem nietrafione klawisze. Ale to przecież każdemu pianiście sie zdarza.
Najgorsze jest chyba to, że to wykonanie w ogóle mnie nie poruszyło ( no, może w jednym fragmencie II cz., kiedy przemknęło mi w myślach: "jakie to piękne!"), nie wywołało efektu "rozanielenia" i takiego strasznie fajnego uczucia napełnienia pięknem i światłem.
Jedyne, co będę pamiętać to okropne gorąco i zwyczajny zaduch w nabitej do ostatniego miejsca i nieklimatyzowanej sali. To bardzo rozpraszało i nie pozwalało sie skupić na muzyce, a widok spływających potem artystów nie należał do przyjemnych.
I dlatego nie dziwię się p. Mariyi (?), że grając w tak mało komfortowych warunkach pewnie nie była w stanie zajaśnieć pełnią swoich możliwości. Ale chciałabym jej dać szansę i być może uda mi się posłuchać jej recitalu w Dusznikach w sierpniu. Cenię ją za to, że ryzykując wiele, zdecydowała się na zastępstwo w tak krótkim czasie przed koncertem.
Zdaję sobie sprawę, że nie zrobiłam zbyt dobrej reklamy naszej filharmonii, ale to już jej ostatnie tchnienia - nowoczesne Narodowe Forum Muzyki powinno być gotowe za jakieś półtora roku i mam nadzieję, że wg zapewnień nareszcie będzie można posłuchać dobrej muzyki w przyzwoitych warunkach. Akustycznie podobno najlepszych w europejskiej okolicy.
Tak w ogóle, to po koncercie pomyślałam sobie, że to może dobrze ze Nikolay nie przyjechał.
Moja osłabiona przez warunki zewnętrzne koncentracja i fatalnie wybrane miejsce, pewnie nie sprzyjałoby wysublimowanym doznaniom w górnych rejestrach, więc różnie mogłoby to być...A po co mi kolejny niedosyt? Nie wiadomo też czy Kola w takich warunkach byłby w stanie pokazać się z jak najlepszej strony..Więc nie ma tego złego..Poczekam.
Nie wiem czy Piotrek znajdzie czas, by uzupełnić tę relację o swoje wrażenia, ale wiem że on siedząc kilka rzędów wyżej ( u nas widownia "wspina" się do góry) słyszał wszystko trochę inaczej, czyt. lepiej, a nawet bardzo dobrze. Biorąc pod uwagę jeszcze subiektywne odczucia, byłaby to być może całkiem inna recenzja.
Dodam tylko jeszcze króciutko, że spodobała mi się zaledwie 10-minutowa "Finlandia" Sibeliusa - miała w sobie coś, co przykuwało uwagę i zachęcało do słuchania, natomiast symfonia Czajkowskiego - bardzo "czajkowska" jak dla mnie w brzmieniu, była zbyt długa jak na moje możliwości przyswajania muzyki i tylko w kilku fragmentach wywołała jako taki zachwyt.
To tyle.
Januszu, wzięłam sobie do serca myśl "Jeśli nie dzisiaj, to kiedy?", którą dziś znalazłam na FB i udostępniłam Wam.
Twój komentarz: "Najlepiej -teraz!" stał się motywacją i stąd to wszystko, co powyżej. Może niezbyt merytoryczne, a bardziej "wrażeniowe", ale nie jestem w stanie pisać o niuansach wykonawczych, nie mając solidnych podstaw wiedzy o muzyce.
To tylko takie impresje ciągle początkującej melomanki..
Dziękuję za uwagę..