Traduttore, Traditore
No, no
Ja tam produkuję tłumaczenia doskonałe: i piękne i wierne
No dobrze, dziewczyny, ja mogę się zgodzić, że w niektórych wierszach forma i treść stanowią tak nierozerwalne połączenie, że oddanie tego mistrzostwa w przekładzie graniczy z niemożliwością. Zresztą niektórzy ekstremiści wypowiadający się na temat przekładu wręcz twierdzą, że niczego nie da się przetłumaczyć, czemu jednak przeczą fakty w postaci ogromu tekstów przetłumaczonych od początku cywilizacji
Wychodząc z takiego założenia można filozoficznie stwierdzić, że w ogóle nie sposób osiągnąć stuprocentowej komunikacji pomiędzy ludźmi:) Nawet we własnym języku, nawet między bliskimi osobami. Nigdy nie zrozumiemy się w pełni, nigdy nie odczytamy wszystkich swoich uczuć i myśli, zawsze do pewnego stopnia pozostaniemy dla siebie tajemnicą. A jednak jak najbardziej należy i warto próbować, i niewiele jest piękniejszych przygód niż wzajemne poznawanie ludzkich umysłów niczym nieznanych, fantastycznych lądów
) I próby przekazania innym najpiękniejszych uniesień duszy powstałych w danym języku są niezwykle szlachetnym przedsięwzięciem:)
Z pewnością najlepiej, jeśli wiersze przekłada poeta. Nawet jeśli nie dostaniemy "tego samego" wiersza, w najgorszym wypadku dostaniemy inny, lecz również dobry wiersz
W najlepszym - jednak uda się złapać w siatkę słów to, o co chodziło, to najważniejsze, nienazwane:) Zawsze coś w tłumaczeniu zostanie utracone. Czasem coś z treści, czasem z budowy. Ważne jest, ile się ocali. Generalnie w tłumaczeniu dąży się do tego, aby używając własnego języka sprawić, aby czytelnik zobaczył oczyma duszy takie same obrazy, doznał takich samych wrażeń, odczuć, wzruszeń, jakich doświadczała osoba czytająca tekst oryginału. Mottem tłumacza jest dziś zwrot Św. Hieronima, patrona tłumaczy;) "non verbum e verbo sed sensum exprimere de sensu" (który to zresztą ściągnął od Cycerona:)))
Czyli tu w zasadzie, Beatko, może być jednak w pewnym sensie mowa o "przetłumaczeniu muzyki"
Wtedy to można by przyrównać do transponowania melodii z jednego zapisu nutowego na jakiś zupełnie inny;) Bo przecież w muzyce, choć jest nutami pisana, nie chodzi o nuty
) Jeśli melodia wywoła u słuchacza takie same wzruszenie i przywoła mu na myśl takie same nawet jeśli nie będzie do melodia zgadzająca się co do jednej nuty, można będzie przyjąć, że to przekształcenie coś nam jednak dało:)
Moim zdaniem, Barańczak daje sobie radę
Tak samo, jak Boy-Żeleński, czy Tuwim.
Co do wersji dwujęzycznych: ok. to jest jakieś rozwiązanie, ale tez połowiczne:) Bo jeśli znamy język oryginału, to w ogóle lepiej jest czytać w oryginale. Tylko żeby prawdziwie poczuć ducha poezji, trzeba znać ten język naprawdę dobrze. A jeśli języka nie znamy, spojrzenie na oryginalny tekst nic nam nie da. Gdybyśmy się jednak poddali i ulegli zasadzie "wszystko albo nic", ile skarbów pozostałoby dla nas straconych! Owszem, możemy mieć nadzieję na poznanie dorobku twórców może w kilku głównych językach. Lecz większość z nas nigdy nie odkryłaby na przykład Ryokana:)
http://www.zb.eco.pl/zb/32/ryokan.htm