Racja, sonaty są znakomite. Gdy się ich słucha - popada się w pewnien rodzaj... medytacji.
Ale ale... te linki ostatnie i przedostatnie sa szalenie niebezpieczne - jak zacznie sie słuchać, to koniec! odlot!
zamiast pracować, słucha sie i słucha i ...
Skąd ja znam to zjawisko!
W związku z tym właśnie zjawiskiem, moim drodzy, przyszło mi niedawno na myśl, że faktycznie mogłabym w oparciu o nie dokonać podziału muzyki na poważną i rozrywkową:) Mam za sobą wiele optymistycznych prób zastosowania muzyki ukochanych kompozytorów
w charakterze tła dla szeroko pojętej pracy umysłowej, co zazwyczaj kończy się prędzej czy później źle dla rzeczonej pracy:D Są melodie, które, jak najbardziej nawet piękne, mogą w tym tle pozostać na stałe, stanowiąc miłą rozrywkę nie wymagającą angażowania większej partii mózgu, zajętej w tym czasie ważniejszymi sprawami:) Jednak czasem zamierzone tło staje się z wolna coraz bardziej absorbujące; przybiera na sile, niepostrzeżenie wdziera się do świadomości, wreszcie wysuwa się na pierwszy plan i zagarnia całą naszą uwagę zaborczo, niepodzielnie:) I z tego punktu widzenia mogłabym przystać na określanie owych utworów jako muzyki poważnej, bo to jest muzyka jak najbardziej wymagająca od nas poważnego zaangażowania