Kurier Szafarski
 
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Forum miłośników muzyki Fryderyka Chopina
 
Strony: 1 ... 7 8 [9] 10 11 ... 116   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Wolfi A. Mozart - muzyka uosobiająca Piękno  (Przeczytany 652975 razy)
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #120 : Luty 26, 2011, 22:32:04 »

Nic nie szkodzi: w każdej chwili można posłuchać jeszcze raz tych wspaniałych uwertur z taką samą przyjemnością. Levine jest cudny Chichot A ekranizacja Don Giovanniego wspaniała, nie oglądałam jej:)
Zapisane
Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #121 : Luty 27, 2011, 00:02:47 »

Asia lubi Levina... Chichot
Proszę zatem: http://www.youtube.com/watch?v=N7jgqAeFlcc - uwertura do ostatniej opery Mozarta "Łaskawość Tytusa". Piękne, prawda? Słychać tu Mozarta z lat ostatnich - majestatycznego, uczonego...
Zapisane

Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #122 : Luty 27, 2011, 01:56:33 »

Można powiedzieć, Pat, że taką chorobę wręcz grzechem byłoby leczyć:D Zachwyt nad doskonałym pięknem, pasja delektowania się dziełami geniusza, to chyba jedna ze wspanialszych przygód, jakie mogą nam się przydarzyć. 
Pewnie podobałaby Ci się książka "Moje życie z Mozartem" Erica Emmanuela Schmitta, który twierdzi, że Mozart przeprowadził go "ze stanu chorobliwej rozpaczy w zachłanność radowania się" i miłość do niego towarzyszyła mu przez całe życie (o ile już jej nie czytałeś).  Myślę, że mielibyście sobie sporo do powiedzenia:) Mnie też i Wolfgang i Fryderyk towarzyszą w radosnych i smutnych chwilach mojej drogi,w obu przypadkach równie skuteczni:)  Co stworzyłby Mozart, gdyby dożył wieku Beethovena? Jakie by to były dzieła, sądząc po tych ostatnich, gdy jego głos został tak nagle przerwany? Ile piękna straciliśmy?

Właśnie..., chyba każda pasja jest swego rodzaju chorobą, niosącą jednak radość i szczęście. Uśmiech Książki Schmitta nie czytałem, ale warto do niej zajrzeć po takiej rekomendacji. Ciekawą psychoanalizą osobowości Mozarta prowadzoną zręcznie przez socjologa (!) jest dzieło Petera Eliasa "Portret geniusza", książka naprawdę niezwykła, pokazuje jedność Mozarta jako człowieka-geniusza (artysty) - człowieka osadzonego w realiach swej epoki, człowieka w końcu osamotnionego (zwłaszcza artystycznie - Mozart stał się przecież w ostatnich latach życia niezrozumiały u publiczności, żądającej jedynie błyskotek...). 

Ile piękna straciliśmy? To pytanie i ja zadaję sobie często. Podobnie u Chopina, Schuberta i innych... Ileż doskonałej muzyki kryła ich dusza... Miejmy nadzieję, że Kiedyś jeszcze się o tym przekonamy. Uśmiech Szczerze mówiąc, spotkawszy się z Mozartem - nie wiem, co bym Mu powiedział, od czego bym zaczął. Za wiele spraw - za wiele nut!, chyba zanalizowałbym z nim każdy numer z Koechla!

Przejdźmy w końcu do La clemenza di Tito, opery wywołanej przez Asiunię (dziś chciałem wspomnieć kameralistykę Mozarta, niech to jednak poczeka). Uśmiech

Mozart nie stworzył w gatunku opery seria dzieła na miarę "Fletu" czy "Wesela". "Idomeneo" oraz "Łaskawość" są jednak bezsprzecznie arcydziełami. Ostatnia opera Mozarta - KV 621 - jest bardzo ciekawa. W pierwszych latach XIX wieku była najbardziej znaną jego kompozycją sceniczną, potem na długie lata o niej zapomniano. Dziś są tacy muzykolodzy, którzy uważają ją za najlepszą operę Mozarta w ogóle. Pisał ją w 1791 r. na koronację Leopolda II na króla Czech, 10 lat po wystawieniu "Idomenea". Pracował nad nią w niebywałym pospiechu, miał kilka tygodni (a pracował przecież jeszcze nad "Fletem"!), recytatywy secco zlecił Sussmayrowi (tak, temu od Requiem!).
Libretto do tekstu opartego na "La clemenza" Metastasia dawało Mozartowi pole do popisu we wspaniałych scenach zbiorowych (np. obraz pożaru Rzymu pod koniec I aktu!).
Największy atut tej opery to jej prostota i niezwykła zwięzłość - mamy tu tylko 2 dłuższe arie (większość jest bez ritornelli, długich powtórzeń głównego tematu), duettino Sesta i Annia to piosenka, w scenach ensamblowych słyszymy piękne kontrastowanie, oddające różne cechy charakteru bohaterów. Wszystko jest bardzo kolorowe, pełne majestatu i "uczoności" ostatniego okresu komponowania.

http://www.youtube.com/watch?v=CpRIWH_01Is
http://www.youtube.com/watch?v=rO5mKuoUG1o&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=DALdK5I5-DY

Parto ma tu ben mio
http://www.youtube.com/watch?v=1oQQD7EwWRI

Potężny marsz na wejście cezara i chór:
http://www.youtube.com/watch?v=sphqORAaz6k&feature=related

Finał opery, uwielbiam tę finalną, majestatyczną, orkiestrową kodę - oto ostatnie takty operowej twórczości Mozarta:
http://www.youtube.com/watch?v=O3ei4WcP_uc&feature=related (Tytus jako łaskawy, wspaniałomyślny, wybaczający władca).

Oczywiście słychać tu często basethorny i klarnety - Mozart był do nich pod koniec bardzo przywiązany.

Polecam: cudna inscenizacja J. P. Ponnele'a w termach Karakali. To on przywrócił to dzieło do życia. Powiedział, że w partiach chóru z "Tito" słyszy najlepsze partytury Webera, słyszy wyraźnie... Verdiego. To chyba odpowiednia rekomendacja. Uśmiech



Zapisane

kozioł
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1293



Zobacz profil
« Odpowiedz #123 : Luty 27, 2011, 03:23:53 »

Oczywiście słychać tu często basethorny i klarnety - Mozart był do nich pod koniec bardzo przywiązany.

Takie pytanie Patryku ?? Czy Mozart w ogóle grał kiedykolwiek na powyższych instrumentach, czy jedynie (i aż) na nie komponował. Podobnie też rzecz się ma z innymi instrumentami, czy mógłbyś tak pokrótce wymienić na jakich właściwie instrumentach grał ?? Bo przyznam się szczerze, że nic właściwie na ten temat nie wiem. Z tego co powszechnie znane, to był to na pewno klawesyn - co do innych, to właśnie Ciebie chciałem się o to zapytać.. I w ogóle czy koncertował w ostatnich 5-7 latach życia, czy jedynie pochłonięty był pracą czysto kompozytorską. Ciekawą jest też rzeczą jak mogł wyglądać sposób jego komponowania, czy zwykł zapisywać wszystkie dźwięki od razu "na sucho" tj bez korzystania z instrumentu pomocniczego (w tym przyp. np klawesyn) czy z jakiegoś instrumentu zdarzało mu się w trakcie pracy korzystać.. Uśmiech Mrugnięcie     
Zapisane
kozioł
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1293



Zobacz profil
« Odpowiedz #124 : Luty 27, 2011, 13:12:47 »

Niezmiernie mnie to ciekawi Patryku, bo tak po prawdzie jest rzeczą diametralnie różną grać na danym, czy innym instrumencie skupiając się tylko i wyłącznie na grze, a jedynie na niego pisać mając z nim rzadko (bądź wręcz wcale) do czynienia w praktyce..
To pierwsze wymaga bowiem nieustannego doskonalenia warsztatu ( codziennych wielogodzinnych ćwiczeń itd..) Przy tym drugim zaś, nie jest to koniecznie - niezbędna jest wyłącznie odpowiednia wiedza teoretyczna, umiejętność zapisu w nutach, terminologia..i co chyba najistotniejsze ogromna wyobraźnia muzyczna..
Jak wiadomo, Mozart napisał przeogromną ilość dzieł w trakcie swojego krótkiego życia - pisząc niejednokrotnie kilka jednocześnie, zastanawiające jest zatem jak on na to wszystko znajdował czas - grając i jednocześnie wszystko zapisując, mozolnie znaczek po znaczku..czy aby nie wyglądało to tak, że w późniejszym okresie coraz mniej czasu poświęcał już samej grze (czy wręcz nie grał wcale - bo i chyba nie koncertował) a jedynie skupiał się tylko i wyłącznie na komponowaniu.. Tworząc bądź to na "sucho" (czyli przelewajac myśli na papier bez korzystania z jakiegokolwiek instrumentu), bądź przy użyciu instrumentu pomocniczego (klawesyn), przy pomocy którego - przyporządkowywał i zapisywał dźwięki poszczególnym instrumentom, głosom itd.. Uśmiech
Jeżeli czynione to było jedynie na "sucho" - to niewątpliwie była to WIELKA SZTUKA..ale jakby spojrzeć na to z nieco innej strony, to pozbawiona też tego co można by nazwać dźwiękiem namacalnym, rzeczywistym..a bardziej stanowiąca dźwięk "teoretyczny" (tj nie bezpośrednio słyszany i zagrany, ale jaki ma być przez kogoś zagrany)..
To trochę tak jak z książkami Karola Maya - pisarz świetnie opisywał Dziki Zachód, Indian, stada bizonów.. Chichot choć nigdy nie widział ani Indianina , ani tym bardziej nie trzymał w rękach i strzelał ze sztucera Henry'ego (może nie najlepszy przykład) - nie zmienia to jednak faktu, że były i są to ksiązki - wyjątkowe i piękne..Uśmiech Mrugnięcie
 
Zapisane
Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #125 : Luty 28, 2011, 22:14:32 »

Wiem, że Mozart grał znakomicie na fortepianie (de facto: pianoforte, również: klawesynie), organach (był wirtuozem klawiatury, również w kościele - brał udział w wielu pojedynkach organowych) i skrzypcach.

Koziołku, to pasjonujący i tajemniczy temat - akt kreacji dzieła przez Mozarta. Uśmiech  Otóż zostawiał on wiele dzieł w postaci fragmentów, incipitów, do których później często wracał, równie często jednak je porzucał (znamy ponad 100 nieukończonych fragmentów - być może - nigdy niesłyszanych arcydzieł!). Było tak zwłaszcza w przypadku dużych dzieł, Mozart tworzył zatem najpierw ogólną koncepcję, zostawiał ją w formę np. particelli - partii górnych oraz dolnych, ew. tych, które potrzebował do odświeżenia pamięci). Kompozycje mogły w tej formie "leżakować" dość długo. Nigdy jednak nie tworzył dzieł fragmentarycznie - najczęściej incipity (których istnienie wynika zapewne gł. ze względów czasowych - Mozart pisał wiele rzeczy naraz, "nie wyrabiał się") zapisywał od początku do końca, muzyka płynęła w jego wyobraźni jakby już "gotowa" (ale to tylko złudzenie...) Uśmiech

Owe incipity pojawiają się szczególnie często w okresie wiedeńskim. Wtedy przecież Mozart bardzo odsunął się od znanych wzorców, tworzył dzieła bardziej skomplikowane fakturalnie, kontrapunktycznie. W młodzieńczym okresie twórczości bazował na swej genialnej inteligencji muzycznej, opierał się na znanych konceptach wypracowanych ogólnie przez innych. Później robi się ciekawie Uśmiech - pod koniec życia (Mozart-uczony) pisze utwór przez 100 taktów - i nagle przestaje mu się podobać. Zapewne wiecie, że wiele poprawek zawierają słynne kwartety "Haydnowskie" - owoc rzeczywiście żmudnej pracy. Ale - najczęściej jest tak, że jego pierwotny pomysł jest najbardziej właściwy, a nawet jeśli zaczyna utwór na stosunkowo niskim poziomie, to nie bawi się w przekształcenia napisanego tematu (jak np. Beethoven, który często w efekcie licznych poprawek dochodzi do ideału) - pisze po prostu nowy! Jego inwencja była niezwykła i bardzo szlachetna!

Najważniejsze dla Mozarta jest odpowiednio zacząć. W tym momencie ma WIZJĘ, ma w głowie całe dzieło - od początku do końca, od ekspozycji  po kodę (istotna uwaga: czasem do przetworzenia, komplikacji harmonicznych Mozart musiał się wcześniej odpowiednio przygotować, czasem robił nawet osobne, ćwiczeniowe szkice; gdy analizuje się jego partytury, to można zauważyć, że nieraz urywa się przed przetworzeniem - zwłaszcza, gdy Wolfgang stawia przed sobą fakturalne wyzwania, przeszkody - przecież nieraz w tym miejscu dzieła eksperymentuje - choćby przetworzenie I cz. Symfonii "Praskiej").  Poza tym uderza jedność materii dzieła, pojedynczej części symfonii - i jej, jako 4-ogniwowego cyklu. W każdym takcie słychać następstwo taktu poprzedniego - jak chyba u żadnego innego kompozytora. Jeden kwiat genialnej inwencji łączy się cudownie z drugim - w sposób jakże naturalny, doskonały (często wydaje się, że w utworze Mozarta nie można odjąć ani dodać ani jednej nuty - podobnie np. w mazurkach Chopina)...
Oto niepoznana wciąż tajemnica geniuszu.

Weźmy koncerty fortepianowe. To fascynujące, że Mozart pisząc np. finał potrafi kumulować niezliczone pomysły melodyczne, operować znakomicie chromatyką - a wszystko jednocześnie gna naprzód, muzyka płynie szybkim nurtem - w idealnej harmonii - dochodząc wreszcie do momentu przed kodą, kiedy to Wolfgang wykłada swoje "najlepsze atuty" - materia się zagęszcza, dochodzi do kulminacji - utwór się kończy, a my nie możemy wyjść z podziwu. Chichot   A pamiętajmy: Mozart cały taki koncert pisze w ciągu kilkunastu dni, często pracując do tego jeszcze nad innymi dziełami!
Doprawdy, doprawdy, wyobraźnia muzyczna Mozarta jest nie do prześcignięcia. Chichot 

Zapisane

Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #126 : Luty 28, 2011, 22:17:50 »

A propos porzuconych incipitów: Mozart porzucał dzieło najczęściej wtedy, gdy okazywało się, że utwór nie będzie mógł zostać wykonany, że - po prostu - nie przyda się.
Zapisane

Mozart
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3178

Patryk


Zobacz profil WWW
« Odpowiedz #127 : Marzec 01, 2011, 00:13:00 »

Koziołku, odnosząc się jeszcze do Twojego pytania - tak, Mozart praktycznie do końca życia koncertował. Ostatni koncert publiczny dał we Wiedniu 4 marca 1791 r. Grał wszystkie swoje koncerty, od fortepianu dyrygował ich pierwszymi wykonaniami (na organizowanych wówczas tzw. akademiach), wyjątkiem może być Barbara Ployer, której zadedykował świetny KV 456 i to ona zagrała ten koncert po raz pierwszy. Można powiedzieć - Mozart komponował, by później swój utwór wykonać. Choć są dzieła-znaki zapytania, owiane wykreowaną w romantyzmie tajemnicą - np. 3 ostatnie symfonie, ostatnie wielkie kwintety smyczkowe - nigdy za życia Mozarta nie wykonane... Nie jestem jednak pewien, czy Wolfgang nie myślał o zaprezentowaniu ich publiczności na przykład w późniejszym czasie (którego jednak nie dożył).
Zapisane

kozioł
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1293



Zobacz profil
« Odpowiedz #128 : Marzec 01, 2011, 00:55:38 »

Wielkie dzięki za te informacje Patryku..Dzięki Tobie można się bardzo wiele dowiedzieć (ale i wiele nauczyć) nie tylko na temat samej twórczości, muzyki Mozarta - ale i samego Mozarta. Naprawdę jesteś świetnym znawcą tematu - nasz Patryku-Amade.. Uśmiech
Zapisane
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #129 : Marzec 01, 2011, 04:25:50 »

Patrizio...Uśmiech)) Ogromnie mi miło, że specjalnie dla mnie opracowałeś tę operę poza kolejnością:)  Buziak  Podoba mi się, jeszcze jak! (z drugiej strony, jeszcze się nie zdarzyło, żeby coś, co napisał Wolfgang mi się nie podobało:)) Tak, uwertura jest piękna i ze spokojem mogę ją wstawić do stałego repertuaru obok pozostałych. Zresztą całość robi imponujące wrażenie. Wspaniale prowadzone głosy,  niesamowity chór w marszu i w finale. Ta opera jest faktycznie poważniejsza, bardziej właśnie, jak powiedziałeś, majestatyczna. Może to fakt, że komponował ją w przerwie pomiędzy kolejnymi częściami "Zauberflote", ale czuję tu również tchnienie podobnej, jakby masońskiej, atmosfery. Może to właśnie działa ta przewaga wyważonej "uczoności" nad figlarną spontanicznością. Dojrzałość, harmonia, równowaga. I znowu pozytywne przesłanie, podobnie jak we "Flecie".
Jeśli chodzi o ewentualne spotkanie z duchem Mozarta w Elizjum; co do mnie, chyba pierwsze pytanie brzmiałoby "Wolfi, jak chciałeś skończyć to Requiem?"Uśmiech) Ach, tylko czy się do niego dopchamy w tłumie miłośników nagromadzonych przez tych ponad 200 lat?Chichot
A propos, Pat, miałeś już może okazję być na tej trydenckiej mszy za Mozarta odprawianej w nocy 4 grudnia w Poznaniu, podczas której grane jest Requiem? Nie wiem, w jakiej wersjii, ale czytałam, że na zakończenie mszy grają te osiem taktów Lacrimosy...Efekt podobno nieziemski.
Przy okazji dołączam raz jeszcze swój skromny zachwyt do słów uznania Konrada:) Acha, zdaje mi się, maestro, że on także prosił o konsultację na wątku bachowskim:))

Co do skrzypiec - czytałam, że w jednym z listów Wolfi chwali się ojcu, że gra, jakby był najlepszym skrzypkiem Europy:). Nic dziwnego, że pisał dla siebie takie cudeńka. Postarałam się wybrać najpiękniejsze, w zamian za Tytusa:)) KV 216 - koncert nr 3 G dur:
Słodkie, niebiańskie Adagio
http://www.youtube.com/watch?v=vMBCcJ0OTWk&feature=related
i Rondo, leciutkie jak skrzydła motyla
http://www.youtube.com/watch?v=TYhpePoHY3g&feature=related