Kurier Szafarski
 
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Forum miłośników muzyki Fryderyka Chopina
 
Strony: 1 ... 88 89 [90] 91 92 ... 116   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Wolfi A. Mozart - muzyka uosobiająca Piękno  (Przeczytany 652976 razy)
bartus
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2896


Zobacz profil
« Odpowiedz #1335 : Marzec 02, 2013, 02:05:03 »

Patryku.
Slowo w muzyce traktuje jako sposob na artykulacje.
Nigdy nie zwracalem uwagi na tresc. I to jest moj slaby punkt (przynajmniej zdaje sobe z tego sprawe)
Slyszac fraze muzyczna na tyle sie zapominam, ze slowa i ich znaczenie nie sa przeze mnie odczytywane.
Traktuje to jako ulomnosc swojego umyslu. Chociaz, ostatnio zaczalem odbierac (emocjonalnie) tekst Goethego w Erlkonig.
Podziwiam Was za to, ze macie taka podzielnosc uwagi.

Tekst + dzwieki+... = (np.)Pizz+dzwieki+... lub akcenty+dzwieki+....
Zapisane
fille007
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 845


Zobacz profil
« Odpowiedz #1336 : Marzec 02, 2013, 12:48:43 »

Ja chyba widocznie posiadam tę "podzielność uwagi" (tu zdaję sobie też sprawę z tego, że jestem szczęściarą w tym aspekcie  Mrugnięcie, bo akurat języki librett do oper Mozarta, id est włoski & niemiecki są dla mnie w pełni zrozumiałe), niemniej jednak ja także wyznaję hierarchię: Prima la musica poi le parole  Mrugnięcie

Tu przypomniało mi się stwierdzenie samego Mozarta z listu do Leopolda z października 1781: [...] Bey einer opera muß schlechterdings die Poesie der Musick gehorsame Tochter seyn. (W operze poezja musi być uległą córką muzyki). 
Zapisane

Amo la musica sopra tutte le arti
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #1337 : Marzec 02, 2013, 19:21:23 »

Oczywiście, jak nam wszystkim, ciężko byłoby mi wybierać, ale jeśli już trzeba by było koniecznie, też głosowałbym za Fletem Uśmiech A poza nim, chyba najbardziej jestem uczuciowo przywiązana do tych akurat mniej znanych - Tytusa i Idomeneo Uśmiech Co nie znaczy, że nie zachwyca mnie reszta, zwłaszcza seria arcydzieł z Don Giovannim na czele.

W zeszłą niedzielę właśnie miałam okazję sprawić sobie tą niezwykłą przyjemność posłuchanie Zauberflote na żywo w bydgoskiej Operze. Wystawiony był w pamiętnym 2006 roku, z okazji Festiwalu, od tamtej pory kilka razy już powtarzany, jednak aby na niego trafić, trzeba cierpliwości i ciągłego śledzenia repertuaru. I tym razem odbyły się tylko trzy przedstawienia, i udało mi się dostać jeden z nielicznych już pozostałych biletów Chichot

Orkiestrą dyrygował sam dyrektor Figas, zapewne z powodzeniem, bo oczarowała słuchaczy:) Tak jak nakazuje muzyka, uwertura, jej potężny początkowy akord, była bramą do świata filozofii i baśni. Przy jej dźwiękach bydgoski Flet rozpoczyna się od razu wejściem Tamina do Świątyni Wiedzy, na której drzwiach (które symbolizuje półprzezroczysta zasłona) widniał napis: "Poznaj siebie, a zrozumiesz bogów i universum". Wchodzi między regały pełne tomów, nad którymi widnieją napisy: Natura, Dobro, Mądrość, Prawda, Rozsądek. Mędrcy zachęcają go do studiowania swoich dzieł. Zjawia się postać z potężną księgą pełną wspaniałych ilustracji, która fascynuje Tamina. Otwiera ją, i czytając, zapada w sen…. Z księgi wysnuwa się oplatający go papierowy wąż….
A kiedy kończą się słowa finałowego chóru, wszystkie postacie prócz niego zastygają nagle w bezruchu. Tamino rozgląda się bezradnie, niepewny, i wtedy nagle pojawia się przed nim ten sam człowiek, który na początku podsunął mu ową czarodziejską księgę, i wypycha go ze Świątyni / Biblioteki. Opada zasłona - Tamino pozostaje na zewnątrz.
To był zatem tylko sen. Sen, z którego i my się budzimy, wypchnięci ze Świątyni ideału w prozę codzienności, w której długo nam jeszcze przyjdzie czekać na zwycięstwo doskonałego, wszechludzkiego braterstwa, miłości i wiedzy...

Bydgoski Flet jest kameralny. Nie ma tu wielkich efektów specjalnych, rozmachu, potężnych chórów. Tak więc widza nie czeka olśnienie wielkością środków i przepychem scenografii. Jednak stwierdziłam, że ma to swoje dobre strony.

Skromne pomieszczenie pełne ksiąg, przyćmione światła, grupa ludzi ubranych w stroje, jakie codziennie można było dostrzec na ulicy. Tak właśnie, jak można sobie łatwo wyobrazić, mogły odbywać się w czasach Mozarta masońskie rytuały i  ceremonie, w których często przecież musiał brać udział. Inicjacyjne próby Tamina i Paminy także sprawiają wrażenie bardziej symbolicznych rytuałów, jakim może byli poddawani adepci wolnomularstwa. Taki sposób przedstawienia dodaje magii tej sztuki wymiaru intymnego uczestnictwa we wtajemniczeniu. Widzowie siedzący w ciemności wtapiają się w krąg adeptów misterium.

Poza tym, przy mniejszym udziale wizualnych atrakcji, na czoło tym łatwiej wysuwa się muzyka. Ona przecież najgłośniej tu przemawia i same opowiada nam swoją historię bardziej barwnie i przekonująco, niż uczyniłyby to najbardziej kolorowe plastyczne fajerwerki. Muzyka sprawuje władzę nad emocjami, jakie czują słuchacze, tak jak dźwięk czarodziejskiego fletu zaklinając ich dusze. I czar tym razem także zadziałał bezbłędnie:)  jeśli będziecie mieli kiedyś okazję, myślę, że mogę z czystym sumieniem polecić Zauberflote w wydaniu naszej Opery, choć nie dorównuje rozmachem bajecznym spektaklom wielkich scen,:)

Przy okazji, kiedy zastanawiam się nad kwestią, czy sama muzyka, bez udziału głosu, jest czystsza, szlachetniejsza. Faktycznie, z pewnością "muzyka sama wystarcza"Mrugnięcie Dość jej, by wznieść nas do gwiazd. Mniej też ją krępują sztywne reguły komponowania, niż surowy reżim gramatyki i alfabetu - i widać, jak skutecznie może się z nich wyrywać. A i słowa mogą same wystarczać, w mistrzowskiej poezji, wielkiej prozie. Lecz Mozart, ziemskie ucieleśnienie samej Muzyki, nie dlatego chyba, a przynajmniej nie tylko dlatego, tak kochał operę, że fascynowały go baśniowe fabuły czy wzruszające słowa arii. Jak wspomniał Pat, on traktował ludzki głos właśnie jak najwspanialszy z instrumentów, i bardziej go pewnie zajmowało to, jaką bajeczną muzykę może za jego pomocą wyczarować, a słowa były niczym więcej, jak tworzywem, takim samym, jak wibracje struny - i jak mówi Bartek, artykulacja, a poezja, jak cytuje Kasia, jak "uległa córka"Uśmiech Jednak w moim odczuciu, w jego dziełach śpiew człowieka i instrumentu zlewa się w doskonałą harmonię. Nie krępuje go alfabet, tak samo, jak nie ujarzmia go porządek nut, taktów i fraz. I chyba też coś takiego zachodzi u Wagnera Chichot  Takie zlanie się w jedno odczucie, w jedno sięgnięcie po absolut, różnych środków wyrazu, jako faktycznie tchnienie tego „Gesamtkunstwerk”, poszukiwanie jedności, jakby odbicia samej idei piękna, sztuki, doskonałości, czegoś spoza naszego prozaicznego świata, czego możemy dotknąć używając różnych sposobów, a jeśli używamy kilku, to tak jakbyśmy uruchamiali po prostu więcej zmysłów przy kontakcie z tym Jedynym Źródłem.

Pewnie kiedy tego geniuszu nie jest dosyć, mamy właśnie tylko taki efekt "grzechu zdwojenia", który wtedy faktycznie będzie grzechem, gdy zamiast dawać nam uczucie absolutu, daje wrażenie nadmiaru Uśmiech I zamiast zachwycającej syntezy, jedynie splot równoległych wątków.




« Ostatnia zmiana: Kwiecień 08, 2013, 02:01:46 wysłane przez Aleksias » Zapisane
fille007
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 845


Zobacz profil
« Odpowiedz #1338 : Marzec 03, 2013, 11:37:33 »

Przeglądałam właśnie strony 89/90 naszego wątku i stwierdziłam, że czegoś mi jeszcze brakuje do pełni szczęścia, czegoś "typisch deutsch" Mrugnięcie, co byłoby - jak napisał wybitny niemiecki muzykolog Paul Bekker - innerlich bewegt von deutscher Gefühlswärme (przesiąknięte duchem uczuciowości niemieckiej  Uśmiech). Die Antwort ist also einfach: Zum wahren Glück fehlt mir noch Die Entführung aus dem Serail!

http://www.youtube.com/watch?v=31ldz7MUVHk

Zapisane

Amo la musica sopra tutte le arti
bartus
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2896


Zobacz profil
« Odpowiedz #1339 : Marzec 03, 2013, 12:50:48 »

Kasiu.

Absolutne cudo.
Dzieki za link
Zapisane
bartus
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2896


Zobacz profil
« Odpowiedz #1340 : Marzec 03, 2013, 13:16:14 »

z wykonaniem troche gorzej (solisci).
ork. swietna
Zapisane
fille007
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 845


Zobacz profil
« Odpowiedz #1341 : Marzec 03, 2013, 13:35:47 »

ork. swietna

Das Krokodil ist ebenfalls erstklassig  Chichot
Zapisane

Amo la musica sopra tutte le arti
bartus
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 2896


Zobacz profil
« Odpowiedz #1342 : Marzec 03, 2013, 13:46:13 »

Das Krokodil ist ebenfalls erstklassig  Chichot

Gorzej z opiekunem krokodyla i jego "zabijnute" wibracja.
Zapisane
fille007
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 845


Zobacz profil
« Odpowiedz #1343 : Marzec 03, 2013, 19:15:32 »

Gorzej z opiekunem krokodyla i jego "zabijnute" wibracja.

My z Bartkiem jesteśmy nastawieni megakrytycznie w ten weekend  Mrugnięcie

P.S. Dzięki Bartku jeszcze raz za analizę i nie tylko Mrugnięcie
Zapisane

Amo la musica sopra tutte le arti
aro 59
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 1263


--- Marek ---


Zobacz profil
« Odpowiedz #1344 : Marzec 04, 2013, 13:56:49 »

Oczywiście, jak nam wszystkim, ciężko byłoby wybierać, ale jeśli już trzeba by było koniecznie, też głosowałbym za Fletem Uśmiech A poza nim, chyba najbardziej jestem uczuciowo przywiązana do tych akurat mniej znanych - Tytusa i Idomeneo Uśmiech Co nie znaczy, że nie zachwyca mnie reszta, zwłaszcza seria arcydzieł z Don Giovannim na czele.

W zeszłą niedzielę właśnie miałam okazję sprawić sobie tą niezwykłą przyjemność posłuchanie Zauberflote na żywo w bydgoskiej Operze. Wystawiony był w pamiętnym 2006 roku, z okazji Festiwalu, od tamtej pory kilka razy już powtarzany, jednak aby na niego trafić, trzeba cierpliwości i ciągłego śledzenia repertuaru. I tym razem odbyły się tylko trzy przedstawienia, i udało mi się dostać jeden z nielicznych już pozostałych biletów Chichot

Orkiestrą dyrygował sam dyrektor Figas, zapewne z powodzeniem, bo oczarowała słuchaczy:) Tak jak nakazuje muzyka, uwertura, jej potężny początkowy akord, była bramą do świata filozofii i baśni. Przy jej dźwiękach bydgoski Flet rozpoczyna się od razu wejściem Tamina do Świątyni Wiedzy, na której drzwiach (które symbolizuje półprzezroczysta zasłona) widniał napis: "Poznaj siebie, a zrozumiesz bogów i universum". Wchodzi między regały pełne tomów, nad którymi widnieją napisy: Natura, Dobro, Mądrość, Prawda, Rozsądek. Mędrcy zachęcają go do studiowania swoich dzieł. Zjawia się postać z potężną księgą pełną wspaniałych ilustracji, która fascynuje Tamina. Otwiera ją, i czytając, zapada w sen…. Z księgi wysnuwa się oplatający go papierowy wąż….
A kiedy kończą się słowa finałowego chóru, wszystkie postacie prócz niego zastygają nagle w bezruchu. Tamino rozgląda się bezradnie, niepewny, i wtedy nagle pojawia się przed nim ten sam człowiek, który na początku podsunął mu ową czarodziejską księgę, i wypycha go ze Świątyni / Biblioteki. Opada zasłona - Tamino pozostaje na zewnątrz.
To był zatem tylko sen. Sen, z którego i my się budzimy, wypchnięci ze Świątyni ideału w prozę codzienności, w której długo nam jeszcze przyjdzie czekać na zwycięstwo doskonałego, wszechludzkiego braterstwa, miłości i wiedzy...

Bydgoski Flet jest kameralny. Nie ma tu wielkich efektów specjalnych, rozmachu, potężnych chórów. Tak więc widza nie czeka olśnienie wielkością środków i przepychem scenografii. Jednak stwierdziłam, że ma to swoje dobre strony.

Skromne pomieszczenie pełne ksiąg, przyćmione światła, grupa ludzi ubranych w stroje, jakie codziennie można było dostrzec na ulicy. Tak właśnie, jak można sobie łatwo wyobrazić, mogły odbywać się w czasach Mozarta masońskie rytuały i  ceremonie, w których często przecież musiał brać udział. Inicjacyjne próby Tamina i Paminy także sprawiają wrażenie bardziej symbolicznych rytuałów, jakim może byli poddawani adepci wolnomularstwa. Taki sposób przedstawienia dodaje magii tej sztuki wymiaru intymnego uczestnictwa we wtajemniczeniu. Widzowie siedzący w ciemności wtapiają się w krąg adeptów misterium.

Poza tym, przy mniejszym udziale wizualnych atrakcji, na czoło tym łatwiej wysuwa się muzyka. Ona przecież najgłośniej tu przemawia i same opowiada nam swoją historię bardziej barwnie i przekonująco, niż uczyniłyby to najbardziej kolorowe plastyczne fajerwerki. Muzyka sprawuje władzę nad emocjami, jakie czują słuchacze, tak jak dźwięk czarodziejskiego fletu zaklinając ich dusze. I czar tym razem także zadziałał bezbłędnie:)  jeśli będziecie mieli kiedyś okazję, myślę, że mogę z czystym sumieniem polecić Zauberflote w wydaniu naszej Opery, choć nie dorównuje rozmachem bajecznym spektaklom wielkich scen,:)

Przy okazji, kiedy zastanawiam się nad kwestią, czy sama muzyka, bez udziału głosu, jest czystsza, szlachetniejsza. Faktycznie, z pewnością "muzyka sama wystarcza"Mrugnięcie Dość jej, by wznieść nas do gwiazd. Mniej też ją krępują sztywne reguły komponowania, niż surowy reżim gramatyki i alfabetu - i widać, jak skutecznie może się z nich wyrywać. A i słowa mogą same wystarczać, w mistrzowskiej poezji, wielkiej prozie. Lecz Mozart, ziemskie ucieleśnienie samej Muzyki, nie dlatego chyba, a przynajmniej nie tylko dlatego, tak kochał operę, że fascynowały go baśniowe fabuły czy wzruszające słowa arii. Jak wspomniał Pat, on traktował ludzki głos właśnie jak najwspanialszy z instrumentów, i bardziej go pewnie zajmowało to, jaką bajeczną muzykę może za jego pomocą wyczarować, a słowa były niczym więcej, jak tworzywem, takim samym, jak wibracje struny - i jak mówi Bartek, artykulacja, a poezja, jak cytuje Kasia, jak "uległa córka"Uśmiech Jednak w moim odczuciu, w jego dziełach śpiew człowieka i instrumentu zlewa się w doskonałą harmonię. Nie krępuje go alfabet, tak samo, jak nie ujarzmia go porządek nut, taktów i fraz. I chyba też coś takiego zachodzi u Wagnera Chichot  Takie zlanie się w jedno odczucie, w jedno sięgnięcie po absolut, różnych środków wyrazu, jako faktycznie tchnienie tego „Gesamtkunstwerk”, poszukiwanie jedności, jakby odbicia samej idei piękna, sztuki, doskonałości, czegoś spoza naszego prozaicznego świata, czego możemy dotknąć używając różnych sposobów, a jeśli używamy kilku, to tak jakbyśmy uruchamiali po prostu więcej zmysłów przy kontakcie z tym Jedynym Źródłem.

Pewnie kiedy tego geniuszu nie jest dosyć, mamy właśnie tylko taki efekt "grzechu zdwojenia", który wtedy faktycznie będzie grzechem, gdy zamiast dawać nam uczucie absolutu, daje wrażenie nadmiaru Uśmiech I zamiast zachwycającej syntezy, jedynie splot równoległych wątków.

To jest też mistrzowskie.
Zapisane

pozdrawiam Uśmiech         
               Marek
Aleksias
Moderator Globalny
Ekspert
*****
Offline Offline

Wiadomości: 3011


Asia


Zobacz profil
« Odpowiedz #1345 : Marzec 04, 2013, 15:12:43 »

Marku, dzięki serdeczne za tradycyjnie tak miłe słowa:). Z recenzjami naszymi jest pewnie tak jak z tłumaczeniem pieśni, że wspaniałość muzyki i bogactwo odczuć jakich doświadczamy rozświetla nas od środka i ten ładunek piękna pozwala nam choć częściowo przelać na ekran jakiś odblask tego przepełniającego nas światła.