Udało się znaleźć kilka chwil - zatem piszę wreszcie obiecaną relację z niezwykłego piątkowego wydarzenia... A było ono doprawdy niezwykłe, niezapomniane...
W zeszły piątek bowiem w auli Uniwersyteckiej Sir Christopher Hogwood poprowadził poznańską orkiestrę podczas koncertu noszącego znamienną nazwę "Mozart forever"
A zatem można się już, rzecz jasna, domyślać repertuaru, jak i jakości jego zaprezentowania:)
Trudno byłoby mozartowskim maniakom przegapić taką okazję. Tak więc w piątkowy wieczór znalazłam się – po raz pierwszy – w tym wspaniałym wnętrzu, gdzie, nawiasem mówiąc, tego dnia oczekiwało mnie jakże oczekiwane spotkanie z obojgiem Mozartów
Aula, mieszcząca się we wspaniałym neorenesansowym gmachu Collegium Minus, jest naprawdę prześliczna, i trudno powstrzymać się od podziwiania fantastycznych polichromii zdobiących sklepienie, a akustyka okazała się godna wspaniałych dekoracji. Muzyka zdawała się spływać do nas z góry, ze wspaniałych malowideł, spływać z galerii, nadbiegać zewsząd...
Jednak nie od razu zabrzmiała nam muzyka - jako że był to koncert charytatywny organizowany przez Kawalerów Maltańskich, trzeba było rzecz jasna wysłuchać przeróżnych podziękowań, gratulacji i mów na cześć:) Lecz w końcu przyszedł upragniony czas, gdy na scenę weszła orkiestra a wkrótce potem - pierwszy raz widziany na żywo - sam legendarny maestro Hogwood.
Maestro także rozpoczął występ krótką mową, życząc nam, abyśmy zapomnieli o codziennych naszych zmartwieniach i troskach nękających dziś Europę przy dźwiękach tej wielkiej muzyki. Potem przedstawił nam innowacje, jakie wprowadził do orkiestry, chcąc nadać jej brzmienie bardziej przypominające zespoły z czasów Mozarta. Zaprezentowano nam specjalnie w tym celu przystosowane rogi i trąbki, a także oryginalne kotły z XVIII wieku
Dowiedzieliśmy się także, że program koncertu będzie przypominał ten z 1783r. w Vienna Burgtheater, o którym pisał Mozart w swoim liście do siostry, a w którym poszczególne części symfonii (prezentowanej wówczas po raz pierwszy) były przeplatane przeróżnymi występami śpiewaków, a w międzyczasie grano również koncert i fugę na cześć cesarza. Oczywiście tamten koncert z listu, który został przy okazji odczytany, mógł trwać nawet i trzy godziny - nasz miał jedynie wzorować się na nim w kwestii układu wykonania. Tak więc czekał nas niezwykły wieczór - mieliśmy po trosze przenieść się wyobraźnią w czasie i przestrzeni i znaleźć wśród słuchaczy koncertu organizowanego przez Wolfganga...
Zatem na początku usłyszeliśmy dwie części symfonii Haffnerowskiej D-dur.
Allegro con spirito i
Andante. Symfonia ta, jak twierdzi Pat, dobrze nadaje się do tego, aby nią zaczynać koncert, nie zaś kończyć
Nie należy bowiem do największych arcydzieł tego gatunku pisanych przez Wolfiego. Jednym słowem te dwie części stanowiły, jak najbardziej przyzwoitą, rozgrzewkę do tego, co czekało nas później. Bowiem po owych dwóch częściach na scenie pojawiła się Natalia Pasiecznik i usłyszeliśmy pierwszą z arii tego wieczoru – koncertowe
Ah! Lo previdi (Przewidziałam to) (KV 272).
Ta wspaniała pieśń przypomina nieco arię Elektry z Idomeneo - jest namiętna, energetyczna. Bardzo rozbudowana - to właściwie nie aria a cała scena z opery, mieszcząca w sobie dwa recytatywy (Accompagnato), Arię i Cavatinę). I przepięknie, z ekspresją, wykonana przez artystkę. Mozart napisał ją dla swojej przyjaciółki, śpiewaczki Josephy Duschek, która wtedy odwiedziła Salzburg, a którą on z kolei odwiedzał podczas swoich pobytów w Pradze. Słowa opery pisał Cigna-Santi, librecista "Mitrydatesa". To dramatyczny monolog córki króla Cepheusa, Andromedy, która ma być poświęcona morskiemu potworowi, i otrzymuje wiadomość, że jej ukochany bohater, Perseusz, nie żyje
(Ah, t'invola agl'occhi miei...). W finałowej lirycznej arii błaga ukochanego, żeby nie przekraczał bez niej Lety, rzeki zapomnienia
(Deh, non varcar). Wizja wspólnego wkroczenia na pola Elizjum napełnia ją spokojem.
Deh, non varcar quell'onda,
Anima del cor mio,
Deh, non varcar, no, quell'onda,
Di Lete all'altra sponda,
Ombra, compagna anch'io
Voglio venir, venir con te.Słuchając muzyki można się domyślać, że pani Duschek równie wspaniale wypadała w partiach żarliwych i emocjonalnych, jak i subtelnej liryce. Olga Pasiecznik radzi sobie również wspaniale:)
http://www.youtube.com/watch?v=yI7VYeBeSeg&feature=relatedhttp://www.youtube.com/watch?v=4XCXOMKm9yAA następnie Olgę zastąpiła jej siostra Natalia - czekał nas koncert Es-dur nr 14 (KV 449) - jeden ze wspanialszych koncertów fortepianowych Wolfiego. Także napisany dla kobiety - uczennicy Mozarta, Barbary Ployer. Wyjątkowy - jeden z nielicznych z Allegrem w rytmie ¾. Po pięknym Adagio zaś zupełnie niesamowity finał - z wręcz hipnotyzującym motywem, który dominuje nad całością, zdając się brzmieć niemal bez końca...
Natalia Pasiecznik jest świetną pianistką. W moim odczuciu wykonała ten koncert wspaniale, lekko, błyskotliwie, wspaniale współbrzmiąc z orkiestrą. A temat z finału towarzyszył nam jeszcze długo...
http://www.youtube.com/watch?v=gkEoQLfd8dc(Nie opowiadaliśmy sobie jeszcze o tym koncercie - niedopatrzenie, które należy niezwłocznie nadrobić
Z pewnością Pat będzie miał jeszcze o nim wiele do powiedzenia!).
Tyle w pierwszej części. Mieliśmy nawet nadzieję, że nie będzie przerwy, tak bardzo nie chciało się końca tego wspaniałego przeżycia... Jednak była przerwa, choć niezbyt długa, a część druga rozpoczęła się kolejną częścią Symfonii - przepięknie zagranym Menuetem. Orkiestra wyraźnie wznosiła się na coraz większe wyżyny. Emocje rosły i za chwilę miały sięgnąć szczytów. Oto ubrana w czerwień śpiewaczka wychodzi na scenę i rozlegają się dźwięki KV 505 -
Ch'io mi scordi di te...http://www.youtube.com/watch?v=YZYsw0_fjukhttp://www.youtube.com/watch?v=ClfSkD81k2U&feature=relatedCh'io mi scordi di te? --> Mam zapomnieć o tobie?
Che a lui mi doni puoi consigliarmi? -->Radzisz mi, bym się oddała innemu,
E puoi voler che in vita...Ah no.--> I chcesz bym nadal żyła... Ach nie.
Sarebbe il viver mio di morte assai peggior.--> Byłoby życie moje od śmierci gorsze.
Venga la morte, intrepida l'attendo.--> Niech śmierć przybędzie, z odwagą jej czekam.
Ma, ch'io possa struggermi ad altra face,--> Ale bym miała wzdychać do innego,
ad altr'oggetto donar gl'affetti miei,--> innemu moje darować uczucia,
come tentarlo? Ah! di dolor morrei.--> jakże miałabym próbować? Ach, z bólu bym umarła.
Non temer, amato bene,--> Nie obawiaj się, kochany mój,
per te sempre il cor sarà. --> dla ciebie, na zawsze serce moje bije.
Più non reggo a tante pene,--> Nie zdzierżę więcej takiego cierpienia,
l'alma mia mancando va.--> dusza moja z żalu odchodzi.
Tu sospiri? o duol funesto!--> Ty wzdychasz? O żalu fatalny!
Pensa almen che istante è questo!--> Pomyśl chociaż, jakaż to chwila!
Non mi posso, oh Dio! spiegar.--> Nie zdołam, o Boże! wyrazić.
Stelle barbare, stelle spietate!--> Gwiazdy okrutne, gwiazdy bezlitosne!
Perchè mai tanto rigor? --> Dlaczego takim dręczycie mnie smutkiem?
Alme belle, che vedete le mie pene in tal momento,--> Piękne dusze, świadkowie mojego cierpienia w tej chwili,
dite voi, s'egual tormento può soffrir on fido cor?--> powiedzcie mi, czy wierne serce może znieść taka udrękę? Aria pisana "fur Mselle Storace und mich..." Dla niego i Anny...
"Non temer amato bene"... Jak bardzo słychać to wszystko w tej muzyce... Jak perliste, pieszczotliwe dźwięki fortepianu zdają się oplatać, tulić, pnący się w górę niczym wspaniały kwiat strumień czystego sopranu... Po tej zachwycającej pieśni, tak pełnej uczucia, piękna, i w tak wzruszającym wykonaniu, czas był już tylko na finał. Jednak wysłuchaliśmy jeszcze jednej arii -
Nehmt meinem Dank (KV 383) - jak to określa Pat,
Bastien i Bastienne dojrzalszego Mozarta
Znów pisana dla kobiety, jego pierwszej miłości, Alojzy Weber.
A potem był już finał - finał Symfonii, Rondo, najlepsza jej część, i wykonana z blaskiem, duchem i energią, z odgłosami kotłów (które są tam bardzo ważne), tak jak się go powinno wykonywać. Jak wtedy, 23 marca 1783:) Brzmiało to niemal dokładnie tak:
http://www.youtube.com/watch?v=3HV-B5tHM4oMozart był z nami, żywy i namacalny, forever...
To był naprawdę wspaniały koncert. Miał on zresztą dla mnie szczególny urok;) Jak możecie się domyślać, większość mądrości, które tu zapisuję, miałam okazję słyszeć bezpośrednio od towarzyszącego mi eksperta
(który z pewnością uzupełni to, czego nie zapamiętałam
) Radość słuchania z możliwością dzielenia się nią z przyjacielem, a w dodatku odbiór muzyki z możliwością wysłuchania na bieżąco komentarzy do niej, snucia na żywo muzycznych opowieści, jest zaprawdę radością co najmniej podwojoną, a także zwielokrotnioną jakością odbioru:))
Sir Christopher pozostanie przez jakiś czas w Poznaniu jako główny gościnny dyrygent Filharmonii Poznańskiej. Pewnie więc jeszcze nie raz będziemy mieli okazję słuchać jego dokonań.
Co uczyni z poznańską orkiestrą? Jest pewne, że już w tej chwili, na samym początku jego pracy, ta orkiestra ponoć brzmi jak nigdy dotąd:)
Udaliśmy się po autograf do Mistrza, który okazał się wyjątkowo urokliwym i bezpośrednim człowiekiem. I najwyraźniej potrafił szybko rozpoznać i docenić zapalonego, ale i znającego się na rzeczy Mozartmaniaka - wydaje się, że Pat zyskał nowego znajomego
Wstawiam to sprawozdanie tutaj, bo przecież wszystko to dotyczy Mozarta:)