No tak, jeśli on tak potrafi sięgnąć przez eter, mimo węższej skali oddziaływania, to mogę sobie tylko wyobrazić (jeszcze miesiąc:)), co robi z człowiekiem w bezpośrednim kontakcie:))
Na czym to polega. Czym różni się talent muzyczny od geniuszu dźwięku. Ma piękny dźwięk - przecież nie tylko on. Jest więcej pianistów, których dźwięk mi się podoba, którzy opowiadają nim bardzo ładne historie, historie, których tak lubię słuchać.
I to naprawdę ogromna przyjemność przysłuchiwać się budowaniem dźwiękowych opowieści, oglądać je niczym wspaniałe budowle wznoszone w powietrzu, na planie stworzonym przez nutową architekturę. Podziwianie konstruowania tych opowieści, prowadzenia melodii, przemian tematów, rytmów, falowania fraz, sprawia radość podobną do studiowania linii pędzla, plam koloru, perspektyw, motywów w obrazie dobrego mistrza. I można unosić się na fali tej przyjemności, leciutko i miło.
Tu niby zaczyna się podobnie – przyjemność, miła kontemplacja, i nagle, jakby otwierały się drzwi kryształowego pałacu, który się podziwiało, dotykając delikatnie jego ścian - i wypadają stamtąd, wirując, dźwięki, niczym miriady śpiewających diamentów, otaczając mnie, porywając mnie do tańca. Już nie jestem obserwatorem z zewnątrz, jestem w środku, jestem w samym sercu tego pałacu. Tańczę z nimi i one tańczą we mnie. Czuję ich taniec w żyłach, są niczym musujące bąbelki szampana, niczym roześmiane promyki słońca uderzające świetlistymi palcami w serce, wygrywające na nim tryle. Znikają bariery. Muzyka jest we mnie i ja jestem muzyką...
Kapię się w niej, niczym Danae w kroplach złotego deszczu.
Coś takiego on ze mną robi. Nie wiem, jak:)))